Mroczniejszy odcień magii, V. E. Schwab - opowieść o czterech miastach

by 18:03

To opowieść o czterech równoległych miastach – Londynach oraz tajemniczym i odważnym podróżniku. W tej historii istnieje Szary Londyn pod rządami obłąkanego króla Jerzego III, nieprzyjemny i pozbawiony magii, jest również Czerwony Londyn, miejsce tętniące życiem i magią oraz Biały Londyn, gdzie o jakikolwiek rodzaj magii zawzięcie się walczy. Kiedyś istniał ostatni, Czarny Londyn. Teraz to miasto zapomniane przez wszystkich.
Kell zamieszkuje Czerwony Londyn. To jeden z ostatnich magów, którzy potrafią przemieszczać się pomiędzy światami. Jest on ambasadorem reprezentującym rodzinę królewską. Nieoficjalnie szepce się jednak, że oprócz tego zajmuje się przemytem przedmiotów z innych Londynów. To nielegalne i bardzo lekkomyślne. Przekonuje się o tym, gdy w jego ręce wpada kamień z... Czarnego Londynu. Jest pełen ciemnej i nieokiełznanej mocy. Kell dostaje się do Szarego miasta, gdzie poznaje, a właściwie zostaje okradziony i pojmany przez Lili Bard – złodziejkę marzącą o wielkiej przygodzie. Jej życzenie się spełnia, bo to ona staje się towarzyszką Kella w tej niebezpiecznej wyprawie.
„Mroczniejszy odcień magii” to świetnie zbudowane uniwersum, charyzmatyczni i ciekawi bohaterowie oraz dynamiczna akcja, która cały czas zaskakuje. Już od pierwszego rozdziału zachwycił mnie pomysł autorki – wizja równoległych, przepełnionych magią Londynów i Kell, który zwraca uwagę swoją siłą, oryginalną osobowością i magicznymi zdolnościami. Ten świat to kolejne genialnie skonstruowane uniwersum, pełne potencjału, barwne i dające wielkie pole do popisu dla wyobraźni każdego czytelnika.


- Nie zamierzam umierać – oświadczyła. – Nie, dopóki tego nie zobaczę. - Dopóki czego nie zobaczysz? Jej uśmiech się rozszerzył. - Wszystkiego. 
Ta powieść ma wiele zalet. Przede wszystkim muszę pochwalić autorkę za świetnie skontrowanych bohaterów. To oni wciągają nas w swoje przygody, to im kibicujemy do ostatnich stron, trwając w napięciu, czy wyjdą cało i zdrowo ze wszystkich potyczek. Kell jest bystrym, inteligentnym i zaradnym magiem. Lila ma duszę buntowniczki, pragnie wielkiej przygody, to zuchwała, ale równocześnie wywołująca wielką sympatię dziewczyna. Połączenie tych dwoje stanowi najciekawszy i frapujący duet literatury fantasty. Postaci stworzeni przez Schwab są pełnowymiarowi, mają pewną charakterystyczną energię i charyzmę, która sprawia, że nie można oderwać się od książki. Autorka poradziła sobie również w kwestii negatywnych, czarnych bohaterów – są mroczni, ironiczni i bezwzględni.
Styl pisarki to czysta pozycja. Książkę czyta się lekko, od razu wgłębiając się w akcje i zapominając o otaczającym świecie. W powieści występuje narracja trzecioosobowa, dlatego też mamy szersze spojrzenie na całą fabułę. Sceny walki to majstersztyk. Nigdy jakoś specjalnie nie zwracam na nie uwagi, jednak w tym przypadku zauważyłam, że wszelkiego rodzaju potyczki bohaterów są bardzo zgrabnie opisane. Z potrzebną dynamiką, finezją, napięciem i wyczuciem. Autorka nie leci na łeb na szyje z historią, ale też cały czas coś się dzieje – książkę wyróżnia umiejętne stopniowanie akcji.
Schwab miała genialny pomysł na ukazanie magii – jej istoty, tego, czym jest i jak się objawia. Podobnie z uniwersum – mam słabość do książek, których akcja toczy się w Londynie. Dodać do tego kilka Londynów, każdy z inną historią i klimatem jest czymś bardzo nieszablonowym i przyciągającym, przez co „Mroczniejszy odcień magii” jest jedną z najlepszych powieści fantasty, jaką czytałam.
„Mroczniejszy odcień magii” ma zamknięte zakończenie, jednak książka jest częścią cyklu „Odcienie magii”. Schwab doprowadziła wszystkie wątki do końca, jednocześnie pozostawiła sobie otwartą furtkę samym uniwersum – daje ono tak wielkie pole do popisu, że drugi tom zapowiada się niezmiernie ciekawie! Tym bardziej że bohaterowie mają jeszcze sporo przygód przed sobą.
To błyskotliwa książka, z genialnym pomysłem na ukazany świat, cudownymi bohaterami, oraz akcją, która nie pozwoli Wam odłożyć jej ani na chwilę. Zachwyciłam się tą powieścią od razu – zaczynając od pomysłowej okładki i pięknie zaprojektowanych tytułów rozdziałów, po Kella, który stał się moim ulubionym męskim bohaterem i Lilę, będącą przykładem kobiety, która radzi sobie lepiej niż niejeden facet. Jej podejście do życia, energia i uparty charakter wywołają u Was pewnie niejeden uśmiech. I oczywiście magia – jest ona nieodłącznym elementem tej pozycji. Mroczna, przyciągająca, skomplikowana i potężna.
Polecam „Mroczniejszy odcień magii” każdemu, kto jest fanem fantastyki i książek przygodowych. Autorka wykazała się nie tylko pomysłowością, ale również wielkim talentem pisarskim. Jeśli lubisz inteligentnych i zaradnych bohaterów, dużo akcji i ciekawe, magiczne uniwersum, to „Mroczniejszy odcień magii” spełni Twoje wymagania!
Ocena: 5/5
Recenzja: Gaba Rutana
Recenzja powstała przy współpracy z portalem,

INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Ewa Wojtczak
Cykl: Odcienie magii, #1
Gatunek: fantastyka
Liczba stron: 402




Skaza - Cecelia Ahern. Nikt nie jest idealny!

by 12:57
 

Dystopijny świat, gdzie za najdrobniejszy błąd grozi surowa zapłata. Każdy chce być idealny. Jedna mała wada, wyłamanie się z systemu, skaza – wszystko zostanie zauważone i ukarane. To świat, w którym rządzi Trybunał, a wszyscy muszą się mu podporządkować. Ludzie przybierają maski, uważają na swoje czyny i słowa, nie chcąc zostać napiętnowanym. Celestine się to nie udaje – poprzez jedno wydarzenie zostaje postawiona przed sądem. Do końca życia będzie żyć niczym więzień, zaznaczona okropnymi bliznami. Dziewczyna jednak szybko staje się ikoną rewolucji, przewrotu, o który od dawna walczyły niektóre środowiska. Czy Celestine da się wciągnąć do kolejnej gry? Podejmie niebezpieczną walkę, która narazi nie tylko ją, ale całą jej rodzinę?
Jedno jest pewne, Cecelia Ahern wciągnęła mnie do tego trudnego i przygnębiającego świata. Pisarka mocno zaryzykowała – bardzo łatwo w tym gatunku stworzyć powieść, która powiela już schematy nadane przez autorów takich jak Suzanne Collins, Lauren Oliver, Alexandre Bracken, Jamesa Dashnera, Veronice Roth czy też Ricka Yanceya. Istnieją pewne ramy, które wykorzystuje się w tego typu książkach i tylko od pisarza zależy – uda mu się napisać coś oryginalnego, nowego i również ciekawego? Czy może będzie to kalka tego, co już znamy? Ahern, która wcześniej znana była z historii typowych dla kobiet, nagle wskoczyła na głęboką wodę i... poradziła sobie całkiem nieźle.
Przede wszystkim ujęło mnie to, że wykreowany świat został ukazany bardzo realistycznie i normalnie. To, co przedstawiła autorka, znamy z rzeczywistości – wiele się nie zmieniło, oprócz dosyć chorego systemu, który wprowadzono w Ameryce. Rozchodzi się tutaj w dużej mierze o politykę – każdy ruch bohaterki ma swoje odzwierciedlenie w tym, jak rozkładają się siły polityczne w kraju, dlatego też bardzo szybko stała się dosyć ważną osobą w kraju. Dla jednych środowisk kimś, kto może zapoczątkować zmiany, dla innych – celem do wyeliminowania. Nie wiem, czy Ahern pisząc tę książkę, inspirowała się wydarzeniami politycznymi, ale w jej powieści jest pewien rodzaj ostrzeżenia – partie polityczne w ciągłym dążeniu o władzę często zapominają o prawach człowieka, tym, co jest moralne i ludzkie. Naszym zadaniem jest więc pilnowanie, aby polityka nie weszła nam w pewnym momencie na głowę. Oni się tam biją, przepychają, a najbardziej poszkodowani jesteśmy my – pisarka przedstawia społeczeństwo, które jest ofiarą politycznej batalii, zakończonej wygraną Trybunału.
Kolejnym istotnym przesłaniem „Skazy” jest zgubny perfekcjonizm. To chyba najważniejsze, co chciała nam przekazać Ahern – zresztą w swoich podziękowaniach podkreśliła, że „nikt nie jest idealny”. W czasie, gdy większość popkultury kreuje pięknych, cudownych i nieskazitelnych bohaterów, to taki rodzaj wyłamania się ze swoistego kultu piękna, jest czymś odświeżającym i autentycznym. Tym bardziej cieszy mnie, że książka jest skierowana do młodzieży – dzisiejsze nastolatki jeszcze bardziej poddani są wpływowi nieustającego dążenia do bycia najlepszym – dobrze, że dla równowagi mogą usłyszeć takie przesłanie.
Na początku „Skazy” nie byłam zachwycona. Przyznam, że książka zaczęła się dla mnie monotonnie. Co więcej, nie polubiłam głównej bohaterki. Ahern zrobiła coś cudownego – pierwsze rozdziały miały pokazać, jak bardzo system zakorzenił się w umysłach ludzi. Celestine wiodła niemal idealne życie, była posłuszna i nigdy nikt nie podejrzewałby jej o złamanie reguł. Dlatego też późniejsze wydarzenia okazały się olbrzymim kontrastem wobec wstępu. Można było obserwować, jak bohaterka dojrzewa, jak się zmienia i nabiera odwagi – zaczyna też rozumieć, co jest dobre, a co złe. Ważni są tutaj również bohaterowie dalszoplanowi, szczególnie jestem fanką dziadka Celestine, który podejrzewam, że jeszcze nas zaskoczy w kolejnych częściach oraz jej matki – wydawało mi się, że będzie to negatywna postać, a jednak mocno mnie zaskoczyła.

Ahern ma dosyć wypracowany styl, jednak w tej powieści miała przed sobą trudne zadanie. Musiała wprowadzić nieco inny klimat, bardziej przygnębiający i mroczny. Trochę widać, że autorka dopiero zaczyna w tym gatunku, brakuje jej jeszcze iskry, jeżeli chodzi o opisy brutalnych scen – mogłaby je nieco podkręcić, tak, że czytelnik byłby nie tylko wkurzony rozwojem sytuacji, ale nawet zdruzgotany. W niektórych fragmentach zgrzytało mi kilka zdań, może to wina tłumaczenia, ale były bardzo nienaturalne. Pisarka postawiła na narrację pamiętnikarską. Trochę za mało zwrotów akcji, fabule przydałoby się również więcej dynamiki – miejscami staliśmy w miejscu. Ahern wykreowała ciekawe uniwersum i mam nadzieję, że w kolejnych częściach akcja wejdzie na wyższy poziom, będzie bardziej szokująca, zadziorna oraz z buntowniczym klimatem. W tej chwili jest jeszcze bezpiecznie, pisarka postawiła na polityczne zagrywki, dopiero zaczęła rozkręcać historię – zobaczymy, co wymyśli dalej.

Polecam wszystkim fanom dystopijnych młodzieżówek. To dobra książka, z oryginalnym uniwersum i ciekawymi bohaterami. Powieść jest niejednoznaczna i zaskakuje. Możecie się również spodziewać wątku miłosnego, choć na razie jest bardzo subtelny i delikatny. Jednak budzi wiele zainteresowania i sprawia, że jeszcze bardziej wyczekuję drugiego tomu!
Ocena: 3,7/5
Recenzja: Gaba Rutana 
Recenzja powstała przy współpracy z portalem
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Akurat
Tłumaczenie: Joanna Dziubińska
Cykl: Skaza, #1
Gatunek: dystopia, młodzieżowa
Liczba stron: 448

Piksele, wektory i inne stwory. Grafika komputerowa dla dzieci - Alicja Zarowska-Mazur i Dawid Mazur

by 12:17
Kiedy idzie się na studia i pierwszy raz siada się przy komputerze na przedmiocie o nazwie Komputerowe przygotowanie publikacji, jeszcze się nie wie, czego tak właściwie się… nie wie. Do tego trzeba nadmienić, że jeśli jest się raczej opornym na nowinki ze świata programów komputerowym to jest to już duży problem. Mimo, ze pierwszy szok mam już za sobą, kiedy zobaczyłam, że jest możliwość przeczytania książki „Piksele, wektory i inne stwory. Grafika komputerowa dla dzieci” pomyślałam: Czemu nie? I to była bardzo dobra decyzja.
Komuś się może wydawać, że jeśli w tytule znajduję się sformułowanie „dla dzieci” to zawarte informacje będą banalne i oczywiste. Powiem Wam, że jeśli chodzi o grafikę komputerową to wcale tak nie jest. Książka stworzona przez parę Alicję Żarowską-Mazur i Dawida Mazura to bardzo ciekawy zbiór, w którego skład wchodzą takie zagadnienia jak podstawowa korekcja zdjęć, inkscape i CorelDRAW. Pewnie niektórzy właśnie poczuli się jak na innej planecie, ale tak Kochani, tego uczą się dzieci. Głupio Wam?
Porzucając już żarty, skupmy się na wnętrzu. A to jest bardzo ciekawe, a przede wszystkim przydatne. Z „Pikseli…” (pozwólcie mi na ten nieudolny skrót) dowiemy się między innymi jakie są formaty plików graficznych i co oznaczają ich skróty, jak ozdobić obraz w Photoskopie (np. dorysować rzęsy), co można zrobić z liniami. Wszystko to zostało świetnie opisane, definicje oparto screenami z programów oraz grafikami pomocniczymi, procedury rozłożone krok po kroku. Nie widzę wad. A mnie – dużemu dziecku na studiach – książka ta bardzo się przydała.
Polecam w 100%, ale sama nie wiem komu. Książka kierowana do wszystkich potrzebujących pomocy przy programach graficznych na etapie początkującym. Godna wszelkiej uwagi i zaproponowania Wam z czystym sercem. Dla dzieci małych i dużych jak znalazł! 
Ocena: 4/5
Recenzja: Sylwia Czekańska
Za egzemplarz dziękuję,
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 326
Gatunek: poradnik, grafika komputerowa

Naznaczeni śmiercią - Veronica Roth. Daj się porwać w galaktyczny nurt!

by 13:26

Veronica Roth to autorka książek młodzieżowych, osadzonych w dystopijnym klimacie. Debiutowała trylogią „Niezgodna”, która wyniosła ją na szczyt. Tym razem powraca z czymś nowym – science fiction oraz historią miłosną niczym z „Romea i Julii”. Książka stanowi ciekawe i mocne wprowadzenie do kolejnej międzygalaktycznej serii. Jedno jest pewne, uniwersum „Naznaczonych śmiercią” ma ogromny potencjał – Roth otworzyła przed sobą drzwi do cudownego świata wyobraźni i oby jeszcze długo ich nie zamykała.
Co zrobiłbyś, gdybyś od początku miał przydzielony określony los? I jeśli istniałyby wyrocznie, dostrzegające różne wersje przyszłości? Dwa wrogie państwa – Shotet i Thuvhe. Jedno przez lata było ludem tułaczy, później świetnie wyszkolonych wojowników, którzy nauczyli się zabijać. Drugie to kraj, gdzie najważniejsza jest wyrocznia i jej wizje. Shotet ostre jak brzytwa oraz Thuvhe łagodne i delikatne niczym kwiat.
Śniłam o śmierci, śmierć wypełniała moje dni. 
Cyra wychowała się w otoczeniu przemocy i manipulacji. Jest siostrą Ryzeka i zarazem jego narzędziem. To bezwzględny tyran, sprawujący rządy w Shotet. Cyra posiada dar, który niesie ból i śmierć każdemu, kto jej dotknie, ale również i jej samej. Nazywana biczem Ryzyka i wykorzystana jako broń do torturowania przeciwnym władzy. Jednak Cyra chce być kimś więcej, wojowniczką i inteligentną kobietą, która sama określa swój los. I już nikomu nie chce zadać bólu z rozkazu swojego brata.
On należy do nastawionego pokojowo ludu Thuvhe i posiada wyjątkowy dar, chroniący go przed innymi wybrańcami losu. Pewnego dnia Akos razem z bratem zostają porwani z własnego domu, a na ich oczach żołnierze Shotet mordują ich ojca. Akos dostaje się do wrogiego obozu, a jego celem jest uwolnienie brata za wszelką cenę. W obcym świecie, z dala od swojego kraju – poznaje Cyrę. Są zmuszeni spędzać ze sobą sporo czasu. Pokonując wzajemną nienawiść, powoli zaczynają sobie ufać. Czy razem przetrwają? A może to podstęp, mający wyeliminować wroga?
Jedno przyznam, fabuła jest skomplikowana i najeżona określeniami, od których można połamać sobie język. Roth skonstruowała wielowymiarowy świat, dając sobie w ten sposób szerokie pole do popisu. Autorce udało się stworzyć coś z niczego, opierając tylko i wyłącznie na swojej wyobraźni. W jednej książce przekazała bardzo wiele – od zarysu uniwersum, po historię wrogich państw, ideę wyroczni, nurtu oraz przypisanych losów. Przy okazji wymyśliła kilka nowych gatunków roślin czy zwierząt. To książka pełna szczegółów, wymagająca od czytelnika skupienia i czujności. Z pewnością nie jest to kolejna lekka młodzieżówka. Roth, podobnie jak Rick Yancey, tworzy brutalne środowisko, pełne skrajnych emocji, w którym nic nie jest czarno-białe. Funduje wiele zwrotów akcji, zaskoczeń i niedopowiedzeń.
Początek książki może wywołać u niektórych zmieszanie. Roth pominęła wprowadzenia i od razu rzuciła nas na głęboką wodę. Wszystkie imiona, nazwy krajów czy choćby roślin – powodują konsternacje i po prostu bardzo się plączą. Dopiero po kilku rozdziałach miałam wrażenie, że no dobra, ogarniam. To jedno z potknięć autorki – zabrakło mi wstępu, który przybliżyłby nam całe uniwersum. Przydałby się również słowniczek pojęć na końcu książki. Nie pomagają również dosyć długie zdania, momentami zbyt rozbudowane oraz wymyślne nazwy planet czy nazwisk postaci. Trochę prostoty i usunięcie niektórych niepotrzebnych fragmentów, które nic nie wnosiły do fabuły – wówczas książkę czytałoby się lżej. Początek jest zbyt chaotyczny, dopiero później cała historia ładnie się klaruje. Chociaż może i dobrze, że pisarka wierzy w inteligencję swoich czytelników.
Roth wie, jak budować chemię pomiędzy bohaterami. Nie jest ona oczywista, ale rozwija się z każdą stroną. Autorka świetnie ukazała relacje Cyry i Akosa – jest w tym wiele psychologii, jak i ukrytych, zakazanych uczuć, do których nie chcą się przyznać. Łączy ich silna przyjaźń i wspólny wróg. Cyra i Akos musieli się nauczyć wzajemnego szacunku, poznać swoje słabości i nadzieje. Roth zbudowała skomplikowanych bohaterów, którzy nie są jednoznacznie dobrzy – mają drugą naturę, która skłoniła ich do zabijania. Dwójka wojowników, zmuszonych do ciągłej walki. Podoba mi się, że tak świetnie się rozumieją i akceptują. To dojrzali i inteligentni bohaterowie. Z zafascynowaniem obserwowałam, jak kombinowali, układali swoje plany i stawali się jednymi z decydujących pionków na tej galaktycznej szachownicy. Szczególnie fascynujący jest sposób myślenia Cyry, cyniczny i pozbawiony złudzeń, zmieniający się pod wpływem Akosa. Ta dwójka i interakcje między nimi to perełka tej książki.
Roth w tej pozycji postawiła na dynamikę i ciągłe zmiany tempa akcji. Zaczyna spokojnie, aby nagle przyśpieszyć. Nigdy nie wiemy, co zaraz się wydarzy i jakie będą tego konsekwencje. Bohaterowie muszę podejmować trudne wybory, niosące czasem śmierć i zniszczenie. Autorka funduje nam wiele emocji i ciągłą jazdę bez trzymanki. Jestem wielką fanką jej wizji wszechświata. Nic nie jest oczywiste, a każdy plan może skończyć się fiaskiem. Lubię taką niepewność w książkach, brak schematyczności i utartych wątków. „Naznaczeni śmiercią” mimo drobnych potknięć, jest jedną z najbardziej oryginalnych powieści science fiction, jaką ostatnio przeczytałam. Zapowiada się bestseller roku!
Styl pisarki byłby bez zarzutu, gdyby nie wspomniane złożone zdania. Narracja jest trochę poplątana – ukazana z dwóch perspektywy, czyli Akosa i Cyry. Zdarzają się również fragmenty z narracją trzecioosobową, co bardzo mnie zaskoczyło. Widać, że autorka eksperymentuje ze stylem i stara się zróżnicować swoją powieść nie tylko pod względem fabuły, ale i tego, jak książka jest napisana. Wszystko w tej powieści ma swoje drugie dno, pewną otoczkę, jest przemyślane i nie dzieje się bez przyczyny.
Okładka książki od razu mnie urzekła! Piękna i przyciągająca wzrok. Ogólnie lubię książki z motywem kosmosu, a Roth całkowicie udało się go wykorzystać. Jednak nie zrobiła tego jak inni pisarze. Nadała mu jeszcze fantastyczną nutę, dodała historię tajemniczego nurtu, wprowadziła lodokwiały oraz szakwiat, jak i wiele innych elementów, które nadają tej powieści nowatorskiego charakteru. Pisarka swoje pomysły czerpie nawet ze starożytnego Rzymu i Grecji – w powieści widać inspiracje walkami gladiatorów oraz wyrocznią Delficką.

„Naznaczeni śmiercią” to książka dla każdego czytelnika. Nie szufladkowałabym jej tylko i wyłącznie w kategorii „młodzieżowa”. Jeśli jesteś fanem science fiction, to tym bardziej musisz ją przeczytać. Roth stworzyła fascynujący świat, jak i wypełniła go oryginalnymi i barwnymi postaciami. Widać, że pisarka wiele czerpie z dystopijnego klimatu i ma potężną wyobraźnię. To mroczna, gorzka powieść, w której bohaterowie cały czas muszą walczyć o życie i swoje idee. Nie ma tam miejsca na rozczulanie się nad sobą i infantylność. Są trudne wybory, śmierć i determinacja, aby przetrwać. Pozostaje dać się porwać nurtowi i czekać na drugi tom!

Ocena: 4/5

Recenzja: Gabriela Rutana
Recenzja powstała przy współpracy z portalem,

INFORMACJE:
Rok wydania: 17 stycznia 2017 
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Zuzanna Byczek
Cykl: Naznaczeni śmiercią
Gatunek: science fiction, fantastyka
Liczba stron: 534

W spojrzeniu wroga - A. Kaufman, M. Spooner, czyli kiedyś tam, w odległej galaktyce

by 15:07
Z nazwiskami Kaufman i Spooner nie kojarzyło mi się nic, dopóki nie zabrałam się za czytanie książki „W ramionach gwiazd”. Nie kłamałam mówiąc, że do sięgnięcia po nią zachęciła mnie przepiękna okładka i motyw kosmosu. Jednak historia ta okazała się znacznie ciekawsza od tego, czego się po niej spodziewałam. Dlatego z tym większym zainteresowaniem wzięłam się za drugi tom serii Starbound, czyli „W spojrzeniu wroga”.
Przedstawicielka władzy i rebeliant. Lee to stanowcza kobieta, dowódczyni oddziałów, które zmierzają na planetę Avon, aby stłumić bunt. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem. Na skutek komplikacji Lee trafia w ręce Flynna – mężczyzny, który waleczność ma we krwi, a rebeliantem uczyniło go przeznaczenie. Ta historia mogłaby się zakończyć niemal od razu, na samym początku. Ale życie nie jest tak proste, a wybory nie podejmuje się łatwo. Dlatego dla Lee i Flynna to dopiero początek podróży, która odmieni ich na zawsze.
Trochę byłam zawiedziona, kiedy okazało się, że drugi tom opowiada o całkowicie innych postaciach niż te, o których czytałam w „W ramionach gwiazd”. Jednak już pierwsze strony przekonały mnie, że również Lee i Flynna prawdopodobnie polubię. I tak też się stało. Spodziewałam się lekkiej historii miłosnej i znowu się myliłam. Na szczęście! Bohaterowie są bardzo emocjonalni, widocznie iskrzy między nimi i nie są to tylko iskry sympatii. Stanowią dla siebie wrogów niemal naturalnych, a obydwoje łączy to, że wyrzekli się indywidualności na rzecz sprawy, o którą walczą. 
Od zawsze podobał mi się w książkach wątek militarny i w tej pozycji właśnie on występuje, co jest dla mnie ogromnym plusem. Mamy tereny opanowane przez wojsko, oraz bagna gdzie ukrywają się rebelianci. Jest tutaj widoczna hierarchia, dyscyplina, ale znalazło się też miejsce dla człowieczeństwa.
Tak jak już wspominałam, książka „W ramionach gwiazd” bardzo mi się podobała, ale muszę z niemałym zaskoczeniem przyznać, że „W spojrzeniu wroga” podobała mi się jeszcze bardziej. Dlaczego z „niemałym zaskoczeniem”? Otóż często autorzy wpadają w pułapkę drugiego tomu i psują wszystko, co mogli popsuć. Ten tom okazał się w moim odczuciu bardziej dojrzały, zagmatwany, emocjonujący. Wszystko w nim było bardziej, mimo że pierwsza część miała naprawdę dobry poziom.

Czy polecam? Chyba nie trudno się domyślić, że tak. Nie chciałam w tej recenzji zbyt mocno skupiać się na treści, ponieważ wolę, abyście poznali ją sami. Musicie jednak wiedzieć, że to historia dopracowana, ciekawa, z barwnymi bohaterami, naprawdę „smakowitym” romansem (wiecie, że nie lubię lukru i słodkości, a tutaj jej nie ma), wątkiem militarnym i świetnym zakończeniem. „W spojrzeniu wroga” świetnie wpasowuje się w serię Starbound. Jestem na tak. Dla młodzieży młodszej i trochę starszej jak najbardziej pozycja godna uwagi. Zabieram się za trzeci tom i obym pozostała w dobrym humorze. Bywajcie!


 Ocena: 5/5
Recenzja: Sylwia Czekańska

Za wersję elektroniczną książki dziękuję:
Wydawnictwu Otwarte


INFORMACJE:
Rok wydania: 2017
Tom: II
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 352 
Gatunek: fantastyka, fantasy, science fiction

Harry Potter i Przeklęte Dziecko - J. K. Rowling, J. Thorne, J. Tiffany. Magia powróciła, a wraz z nią wielka fala Potteryzmu!

by 19:00

Czekałam na tę książkę z wielkim zniecierpliwieniem. Jako wielki Potteromaniak byłam bardzo podekscytowana: „bo ósmy tom!”. Czy „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” to dobra książka? Od samego początku miała wysoko postawioną poprzeczkę – po nazwisku Rowling spodziewamy się naprawdę genialnej historii i niepowtarzalnego klimatu. Można stwierdzić, że gdyby nie patrzeć przez pryzmat całej serii: to całkiem ciekawa pozycja. Mając jednak w pamięci inne dzieła autorki – niestety trochę się zawiodłam. I tak nie żałuję, bo takie sentymentalne podróże są czymś niezwykłym.
„Harry Potter i Przeklęte Dziecko” to scenariusz spektaklu teatralnego Jacka Thorne’a, który swoją formą przypomina dramat. Został napisany nie tylko przez J. K. Rowling, ale również przez Jacka Thorne’a i Johna Tiffany’ego.
Harry Potter po wygranej wojnie postanowił się ustatkować. Jest pracownikiem Ministerstwa, ma żonę i trójkę dzieci. Jednak przeszłość cały czas wraca w postaci niepokojących snów. Jednocześnie jego syn Albus nie potrafi zmierzyć się z faktem bycia potomkiem słynnego bohatera. Nad chłopcem zaczynają zbierać się czarne chmury i... ciemność, która nie wiadomo kiedy zaatakuje.
Moja fascynacja książkami Rowling nie skończyła się na przeczytaniu wszystkich tomów i obejrzeniu ekranizacji. Chciałam więcej, więc w ruch poszły fanfiction – opowiadania tworzone przez fanów. I będąc kilka lat w fandomie, odwiedzając fora internetowe i blogi nasuwa mi się jeden wniosek – czytałam lepsze kontynuacje wymyślone przez twórców fanfiction, niż „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”. Niestety. Mam wrażenie, że ta pozycja jest połączeniem znanych w fandomie wątków. Inaczej wyobrażałam sobie losy Harry’ego i jego przyjaciół. A może – wolałabym trochę inną formę ich ukazania. Z drugiej strony zaskoczyło mnie, to jak poprowadzono fabułę. Dlatego ta pozycja jest dla mnie pełna sprzeczności i nie mogę jej jednoznacznie ocenić. Umysł mówi mi: „to niekoniecznie dobra książka”. Serce: „kolejny Harry Potter! Już go uwielbiam!”.
Teraz trochę o samej fabule, jaką autorzy nam zaprezentowali – niektóre wątki rzeczywiście zaskakują. Większość historii opiera się na losach Albusa i jego najlepszego przyjaciela. Już czytając epilog, można było się domyślić, że środkowe dziecko Harry’ego będzie odgrywało szczególną rolę w hipotetycznych dalszych częściach. Tym razem widziany jest jako czarna owca rodziny. Harry stara się być dobrym rodzicem, co nie okazuje się takie proste, jeśli jest się oczywiście... słynnym Harry'm Potterem. To opowieść o tym, że życie rodzinne nie zawsze jest idealne, ale każdy błąd da się naprawić. Rowling ponownie prezentuje szlachetne wartości, jak miłość, poświęcenie i przyjaźń.
Pisarka w niektórych momentach ukazała młodszych bohaterów, jako bardzo bezmyślnych. Dlatego też trudno było mi polubić samego Albusa. To postać, z którą mam największy problem – jest trudny i uparty. W zamyśle pewnie taka miała być jego rola, bo przecież nikt na świecie nie jest idealny. Fabuła miejscami niestety jest zbyt chaotyczna – tak jakby wiele elementów chciano upchnąć w jednej książce. Akcja zmienia się zbyt szybko, przez co całość ukazana jest ogólnikowo. Ponownie wraca nietrafiona forma książki – ach, gdyby to nie był scenariusz!
Historia z całą pewnością nabiera całkiem innego charakteru dzięki magii teatru. Potrafię wyobrazić sobie scenografię, kostiumy, aktorów i efekty specjalne. Trzeba wgryźć się w książkę, aby jej styl nie przeszkadzał. Są więc dialogi, krótkie, dosyć suche opisy tego, co robią aktorzy, czy też, gdy zmienia się scenografia. Przyznam, że nie jestem przyzwyczajona do formy scenariusza – kanoniczne siedem tomów, które znamy i kochamy, wypełnione jest fantazyjnymi opisami świata magii, które dostarczają wiele emocji i wrażeń. Dlatego też świat czarodziejów przyciągnął tak dużą liczbę czytelników na całym świecie. Jesteśmy wymagający dla „Harry’ego Pottera i Przeklętego Dziecka” nie bez powodu – jednak nie umniejsza to temu, że ta pozycja i tak znajdzie się na półkach każdego fana Rowling. Nawet jako miły dodatek do całej serii.
Narzekam na formę, bo kto nie chciałby powieści z prawdziwego zdarzenia? Z większą ilością szczegółów, bohaterami pobocznymi, którzy też są bardzo ważni – scenariusz ma to do siebie, że jest swojego rodzaju namiastką filmu lub przedstawienia, gdzie dopiero cała historia nabiera kształtu dzięki aktorom, ich mimice, muzyce, jaką słyszymy w tle, jak i scenografii.
„Harry Potter i Przeklęte Dziecko” to jedna z najważniejszych książek 2016 roku. Już przed premierą pobiła rekordy zamówień, narobiła sporego zamieszania i ponownie przypomniała nam o świecie magii. Może nie jest idealna, wiele jej brakuje i cóż, mogłaby być napisana jak tradycyjna powieść. Jednak to wciąż Harry Potter, a ten bohater zawsze budzi wielkie emocje! Tym razem powrócił do nas bardziej dojrzały, z nowymi problemami i przygodami. Warto przeczytać tę pozycję nawet dla samego odpowiedzenia sobie na pytanie: co takiego wymyślono w ósmym tomie?
Ocena: 3,5 
Recenzja: Gaba Rutana
Recenzja powstała przy współpracy z portalem

INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Media Rodzina
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Cykl: Harry Potter, #8
Gatunek: fantastyka
Forma: scenariusz
Liczba stron: 368


Książki z nieszczęśliwym zakończeniem – gdy nie ma happy endu

by 16:05

Pragniemy szczęśliwych zakończeń. Wielkie historie miłosne i brak happy endu? Tak przecież nie można! Śmierć? I po to mam czytać pięćset stron, żeby na końcu główny bohater umarł? Pokonał kosmitów, wilkołaki i wielką jaszczurkę, ale zakrztusił się orzeszkiem i zaliczył zgon? Książki to przecież nie szekspirowskie dramaty, jeśli chcę historii niczym z „Romeo i Julii”, to przeczytam sobie cholerną „Romeo i Julię”! Są jednak i tacy, którzy kochają nieszczęśliwe zakończenia. Bo mają dosyć nierealistycznych i pełnych patosu historii, wyjętych rodem z hollywoodzkich produkcji. Pobiorą i pewnie będą mieć trójkę dzieci? I co, ocalił świat i musiał od razu zdobyć najładniejszą bohaterkę z książki? Walnęło w nią sto śmiercionośnych kul, ale jakimś cudem się odsunęła. Aaa, tak. Oczywiście. Ma dar odbijania kul. Wszystko jasne.
Jedno jest pewne, zakończenia są ważne. To często one zaważają o naszej opinii na temat całej książki. Można źle zacząć i zostanie to wybaczone, gdy zakończenie jest mocne i wbija czytelnika w fotel. Dobrze zacząć i źle skończyć? Nie rokuje to optymistycznie dla powieści.
Zaczynamy! I pamiętajcie, to zestawienie pełne spoilerów (szczególnie odnośnie do śmierci postaci)! Czytacie na własną odpowiedzialność!

„Gwiazd naszych wina” John Green – autor zafundował nam emocjonalny rollercoaster. Sprawił, że na początku skupiliśmy się na Hazel i na jej chorobie, aby nagle dowalić nam uśmierceniem drugiego z głównych bohaterów. I do tego tak uroczego! Dawno tak nie płakałam podczas czytania końcówki. Tę powieść czyta się ze świadomością, że większość postaci i tak w którymś momencie umrze. Niezbyt optymistyczne. Jednak... to wciąż jedna z najpiękniejszych pozycji młodzieżowych, jakie wydano.
„Nie jesteś sobą” Michelle Wildgen – kolejna powieść z chorobą, jako głównym wątkiem. Bardzo dojrzała i pouczająca, mówiąca wiele o przyjaźni i jej granicach. Zakończenie jest dogłębnie smutne i wywołuje przygnębienie na kilka dni. Nie dość, że bohaterka umiera, to jeszcze druga – obwinia się za jej śmierć. Dla ludzi o mocnych nerwach.
„Piąta fala. Ostatnia gwiazda” Rick Yancey – pisarz udowodnił, że jeśli chce, to potrafi napisać genialny trzeci tom. I ten taki jest, dodatkowo nie ma w nim oczywistego happy endu. Dzięki poświęceniu głównej bohaterki, która kieruje się na samobójczą misję – reszta zostaje uratowana. Jednak ich życie w postapokaliptycznym świecie nie jest usłane różami. Wciąż mają wiele wrogów, muszę się ukrywać, a ich walka nigdy się nie skończyła. Końcówka jest pełna goryczy, zmęczenia i smutku.
„Wielki mistrz” Trudi Canavan – czyli zakończenie słynnej „Trylogii Czarnego Maga”. Słodko-gorzkie. Wygrywają ci dobrzy, jednak ginie kluczowa postać, najbardziej charyzmatyczna i tajemnicza. Podczas czytania końcowych rozdziałów, miałam ochotę krzyczeć „nieeeeeeee! Tylko nie on!”.
„Kobieta, która spadła z nieba” Simon Mawer – ponownie przyczyną frustracji czytelników jest śmierć postaci. Najlepsze w tej pozycji jest to, że bohaterka przeszła naprawdę długą drogę. Musiała nagle dorosnąć i zostać szpiegiem. Stała się pewną siebie, dojrzałą i odważną kobietą. Tym razem mocno zgrzytałam zębami – obserwujesz przez ponad 400 stron zmagania postaci, ale to wszystko nie ma sensu, bo i tak na końcu umiera. Znowu!
„Jesienna miłość” Nicholas Sparks – jeśli znacie film „Szkoła uczuć”, to już wiecie, dlaczego ta książka znalazła się w tym zestawieniu. Jak to jest zakochać się w chorej dziewczynie? I patrzeć jak powoli gaśnie? Wzruszająca, mądra i przygnębiająca pozycja. Jedyny plus – łobuz wyrósł na dobrego faceta.
„Wierna” Veronica Roth – trzecia część „Niezgodnej” wywołała u wielu fanów palpitacje serca. Śmierć głównej bohaterki była sporym zaskoczeniem. Nawet dla mnie, a jakoś specjalnie nie śledziłam tej trylogii. Jednak co jest najgorsze? To, że jej ukochany będzie tak cierpiał! Idealny związek został zniszczony i pogrzebany. Melodramat!
„Baśniarz” Antonia Michaelis – to powieść o tym, że nie wszystkie baśnie kończą się happy endem. Mocna, wstrząsająca i bardzo gorzka. Udowadnia, że słowami można każdego zmanipulować. Wzbudza skrajne emocje. Zakończenie jest tak przerażająco zaskakujące, że aż brakuje słów, aby je opisać. Autorka ukazuje toksyczny związek, nawiną bohaterkę oraz postać męską, która ma wiele brudnych sekretów. Zakochujesz się w kimś, a ten ktoś strzela sobie w głowę. Niezbyt romantycznie. „Baśniarz” dostaje ode mnie medal dla najbardziej nieszczęśliwego zakończenia.
„Kosogłos” Suzanne Collins – myślicie, że trzeci tom zakończył się dobrze? Dla mnie koniec „Kosogłosa” jest trochę melancholijny i smutny, bo postaci wciąż przeżywają wydarzenia z przeszłości. Peta, który wciąż musi walczyć z instynktami i Katniss, będąca cieniem samej siebie. Oraz wiele innych postaci, które wegetują, a nie żyją, np. Johanna Mason.
„Zielona mila” Stephen King – klasyk, którego zakończenie nie jest zbyt optymistyczne. Umiera główny bohater i to jeszcze za coś, czego nie zrobił. Ta końcówka boli. Nie potrafię inaczej tego określić.
„Światło między oceanami” M.L. Stedman – często trudno jest odróżnić dobro od zła. Dwójka bohaterów wplątuje się w nieciekawą sytuację. Przygarniają dziecko, myśląc, że jego rodzice nie żyją. Nagle okazuje się, że dziewczyna ma matkę, która desperacko próbuje ją odszukać. Dużo dylematów moralnych i wiele emocji. Potrzebne są chusteczki! 
Jakie znacie książki z nieszczęśliwym zakończeniem? Jeśli któraś nie znalazła się w tym zestawieniu, to piszcie w komentarzach! 
Przygotowała: Gaba Rutana

Tak się kręciło. Na planie 10 kultowych filmów PRL-u - Andrzej Klim

by 17:23
Kojarzycie filmy „Sami swoi” albo „Seksmisja”? A może „Noce i dnie” lub „Miś”? Wiem, że tak! Wszyscy je znamy, ponieważ są to kultowe, polskie produkcje. Jako że na studiach dogłębnie poznajemy polską kinematografię, nie mogłam powstrzymać się przed przeczytaniem książki „Tak się kręciło. Na planie 10 kultowych filmów PRL”, której autorem jest Andrzej Klim. Dzięki tej publikacji mogłam poznać świat reżyserów i aktorów od kuchni. Takiej okazji nie można przegapić!
Są takie sformułowania w polskiej mowie potocznej, które społeczeństwo wyniosło właśnie z filmów. Weźmy na przykład popularne „Nasi tu byli” zaczerpnięte z „Seksmisji”. Ale kto pierwszy powiedział tę kwestię na planie? W tej pozycji znajdziecie odpowiedź. Poznacie zakulisowe plotki, kto z kim, gdzie i kiedy. A należy pamiętać, że mamy tutaj prawdziwą plejadę gwiazd z klasyków polskiego kina.
– Wiesz, co wtedy zrobił ten Japończyk?
– No skąd mogę wiedzieć…– To było niesamowite. Zaczął śpiewać Czerwone Maki na Monte Cassino! Po japońsku! Poznałem po melodii…
Dodatkowym atutem jest przedstawienie zmagań twórców, reżyserów itd. z PRL-owskimi realiami, walką z aparatem władzy, przebicie się przez cenzurę, a także wieloma problemami ze zdobyciem odpowiednich przedmiotów do kręcenia, nagrywania, czy budowania scenerii. Wszystkiego było za mało albo było zabronione lub nieosiągalne i trzeba było sobie z tymi trudnościami jakoś poradzić. Dlatego właśnie są to filmy kultowe, ponieważ mają duszę, którą „wtłoczono” w filmy przez godziny pracy, kłótnie z cenzorem i załatwianie materiałów „na boku”.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona wydaniem tej książki. A mianowicie na jej stronach odnajdziecie fotografie z planu albo kadry z filmów, które po zeskanowaniu pojawią się wam na urządzeniu mobilnym w rozwiniętej formie. Dzięki temu będziecie mogli pooglądać opisywane w danym momencie sceny i wszystko sobie zwizualizować. Cieszy mnie, że coraz więcej wydawnictw działa w kierunku połączenia literatury z możliwościami technologicznymi. Jest to z jednej strony ciekawy dodatek, urozmaicenie, a z drugiej nowy sposób dotarcia do czytelnika. Tekst dzięki takim zabiegom staje się bliższy.

Czy polecam? Trzy razy tak. Jeśli interesujecie się polską kinematografią, studiujecie podobny kierunek albo po prostu jesteście ciekawi, co tam wymyślił Andrzej Klim to sięgnijcie po „Tak się kręciło w PRL-u…”. Dla kinomanów pozycja obowiązkowa. 

Ocena: 4/5
 Recenzowała: Sylwia Czekańska

Za egzemplarz dziękuję:
Wydawnictwu PWN

INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 288
Gatunek: kino, film

Bestsellery Empiku 2016 roku — na co stawiam?

by 18:05

Właśnie ogłoszono nominacje do bestsellerów Empiku 2016 roku. Książki, płyty muzyczne, filmy i gry. Tym razem Patryk Vega nominowany w dwóch kategoriach i... wielki powrót Rowling. Gala wręczenia nagród odbędzie się 7 lutego i będzie transmitowana przez TVN. Zapowiada się zabawnie – gospodarzem wieczoru ma być Marcin Prokop.
Kategorie i nominacje
Literatura polska przeżywa prawdziwy rozkwit. Przewiduję, że wielkim zwycięzcą będzie Szczepan Twardoch i jego „Król”. Pozostali nominowani to: „Brud” Piotra C., „Konan Destylator” Andrzej Pilipiuka, „Lampiony” Katarzyny Bondy i „Przeznaczeni” Katarzyny Grocholi. Paniom również bardzo kibicuje, myślę, że Bonda może mieć spore szanse. Zastanawia mnie też „Brud” – to książka dosyć kontrowersyjna, autor „Pokolenia Ikei” jest znanym komentatorem współczesnej rzeczywistości. Jestem bardzo ciekawa tej kategorii!
Literatura zagraniczna nie zaskakuje. Sami znani pisarze – nawet gdy dana książka nie jest zbyt dobra, to i tak ma wysoką sprzedaż, dzięki popularności jej autora. Kto tutaj może wygrać? Jojo Moyes z „Kiedy odszedłeś” lub „Małe życie” Hanya Yanagihara. Pozostali nominowani to: Harlan Coben „Nieznajomy”, Nicholas Sparks „Spójrz na mnie” i Robert Galbraith, czyli Rowling z jej „Żniwa zła”.
W literaturze faktu z całego serca kibicuję książce „Sekretne życie drzew” Petera Wohlleben’a. Nie byłabym jednak zła, gdyby wygrał Patryk Vega i jego „Służby specjalne. Podwójna przykrywka”. To jeden z najbardziej odważnych i bezkompromisowych twórców ostatnich lat. W tej kategorii nominowana jest również Maria Czubaszek „Nienachalna z urody” oraz podwójnie – ks. Jan Kaczkowski („Dasz radę. Ostatnia rozmowa” z Joanną Podsadecką i „Grunt pod nogami”).
Literatura dla dzieci średnio mnie interesuje, ale wciąż mam młodszego brata. Patrząc na te pozycje jego oczami, pewnie wybrałabym „Dziennik Cwaniaczka. Stara bieda” Jeffa Kinney’a. Pozostali nominowani: „Bohaterowie Magicznego Drzewa. Porwanie” Andrzej Maleszka, „Lewy. Chłopak, który zachwycił świat” Yvette Żółtowska-Darska i podwójnie Nela Mała Reporterka („Nela na kole podbiegunowym”, „Śladami Neli przez dżunglę, morza i oceany”).
I dotarłam do kategorii, która wywołała u mnie parsknięcie śmiechem. Lubię książki młodzieżowe i przyznam, że przeczytałam w tym roku kilka naprawdę dobrych. I niektóre pozycje w tym zestawieniu zwyczajnie mnie śmieszą. „Życie i śmierć” Stephenie Meyer, serio? „Niebezpieczne kłamstwa” Beccy Fitzpatrick? Ta książka była fajna do poczytania, ale nie tak dobra, żeby mogła walczyć o miano bestsellera roku. Mam wielką nadzieję, że wygra „Ukryta wyrocznia” Ricka Riordan’a. Jednak pewnie i tak zwycięży „Harry Potter i przeklęte dziecko” Jacka Thorne’a – nie żebym nie uwielbiała Pottera, ale ósmy tom jest niestety niezbyt specjalny. To zwykły scenariusz. Na pewno prawdziwa powieść wymaga więcej pracy i wysiłku ze strony pisarza. Wiadomo – Potter odniósł komercyjny sukces, ale mimo wszystko powinna liczyć się jakość. W młodzieżówkach brakuje mi trzeciego tomu „Piątej fali” Ricka Yancey’a oraz „Moje serce i inne czarne dziury” Jasmine Warga. Nominowana jest jeszcze „Korona” Kiera Cass i na jej temat zbyt wiele nie mogę powiedzieć, bo nigdy nic tej autorki nie czytałam.

Kategoria „Muzyka” jest dla mnie zawsze istotna. Tym razem trzymam kciuki za Anię Dąbrowską, bo z jej płytą „Dla naiwnych marzycieli” spędziłam wiele wieczorów w 2016 roku. Myślę, że spore szanse ma też O.S.T.R. i jego „Życie po śmierci”. Nie często słucham polskiego rapu, ale ta płyta to perełka. Pozostali nominowani to: Agnieszka Chylińska, Kękę i Kult. Żałuje, że nie ma tutaj Julii Marcell i jej genialnej płyty „Proxy”. Plus debiutanckiego krążka Pawła Domagały. I Organka!
W muzyce zagranicznej stawiam na „You want it darker” Leonarda Cohen’a. Jednak dużym przeciwnikiem jest The Rolling Stones, Metallica I Sting. Sami znani i uwielbiani! Jedynie nie potrafię skojarzyć zespołu Alvaro Soler – pewnie okaże się, że jestem ignorantką, ale trudno.
W filmie polskim stawiam na „Pitbull. Nowe porządki” Patryka Vegi lub „Planetę Singli”, bo odniosła spory międzynarodowy sukces. W filmie zagranicznym chciałabym, żeby wygrała „Zjawa”, chociaż pewnie nagrodę zgarną „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”. Film dla dzieci – moim zdaniem zdecydowanie „Zwierzogród”. Chociaż głos mojego brata idzie dla jego ulubieńców, czyli „Angry Birds Film”. Na grach się niestety nie znam, ale z czystego sentymentu - „Wiedźmin 3: Dziki Gon - Krew i Wino”.
I na koniec – wydarzenie roku. Stawiam na „Harry Potter i przeklęte dziecko” – powrót potteromanii. Nowy film, wydanie nowej książki, mają ruszyć dodruki innych pozycji potterowskich, czyli krótko mówiąc, magia powróciła.
A Wy, na jakie pozycje stawiacie? I czego zabrakło Wam w tym zestawieniu?
Przygotowała: Gaba Rutana
Za materiały dziękuję zespołowi 

Biurwa, Sylwia Kubryńska. Losy urzędniczki, czyli jak przetrwać w Mordorze?

by 14:01

Po skończeniu tej książki pomyślałam sobie, że jest ona bardzo smutna. Pod płaszczykiem zabawnych, ironicznych żartów i abstrakcyjnych sytuacji kryje się – dużo przygnębienia. Autorka pisze, że jest to obraz każdej urzędniczki – styranej przez los, zmuszonej do zmagania się z rzeczywistością i ciągłym mówieniem, że się nie da. I ten obraz trochę mnie przeraził. Bo jeśli tak mają czuć się polskie kobiety, to ja wysiadam. Jednak należy przyznać, to powieść po trochu obnażająca prawdę o tym, jak z uśmiechem na ustach, a przekleństwem w głowie wykonujemy nasze „obowiązki”. Warto pochylić się nad nową powieścią Sylwii Kubryńskiej.
Sama myśl o udaniu się do urzędu jest stresująca dla każdego obywatela. Polskie urzędy okryte są swoistą legendą, a urzędniczki to kobiety, które stały się mistrzyniami w mówieniu „nie”. Wiele obcokrajowców opowiada, że podczas swoich pierwszych prób załatwienia czegokolwiek – spotkali się z niezbyt przyjemnym traktowaniem i kompletnie ich to zszokowało. Kubryńska dosyć odważnie stworzyła historię Doroty, pełnej goryczy i sarkazmu urzędniczki, której podejście do życia możecie kojarzyć z sentencjami na miarę Schopenhauera. Na swoim koncie ma: dwójkę dzieci, trudną relację z ich ojcem i pracę w Mordorze, gdzie czuje się nieco zagubiona.

Zawsze jest ten moment w życiu, gdy dociera do ciebie, że dalej już się nie da. 

Bohaterka Kubryńskiej cały czas jest na granicy wytrzymałości. Autorka ukazuje świat pełen walki o codzienność. Żeby tylko przetrwać i nie zwariować – to mantra tej powieści. Urząd jest swoistą metaforą, to środowisko, w którym egzystują kobiety, od których wymaga się zbyt wiele. Muszą być perfekcyjne, mieć nerwy ze stali, wykazywać się kreatywnością i poczuciem humoru, a jednocześnie dbać o dom, swoje dzieci i płacić na czas rachunki. „Biurwa” napisana została w podobnej konwencji, jak wcześniejsze powieści pisarki, czyli „Furia mać” i „Kobieta dość doskonała”. Kubryńska w tej pozycji postawiła na sporą dawkę sarkazmu i specyficznego poczucia humoru – śmiech przez łzy wydaje się trafnym określeniem.
Bohaterka pisarki to pani z biura, która w swojej pracy kompletnie się zatraciła. Jest „od wszystkiego”, a to przecież sporo obowiązków. W książce poznajemy codzienne życie w Mordorze – świecie urzędniczych absurdów, gdzie serniczek jest ulubioną przekąską, a plotki roznoszą się lotem błyskawicy. Największą zaletą „Biurwy” jest ostry, mocny i dobry sarkazm. Wiele scen wywołuje uśmiech, jednak gdy się je przemyśli – to już wcale nie jest nam do śmiechu.
Styl autorki na początku jest trochę przytłaczający. Dużo chaotycznych i emocjonalnych opisów. Delikatny przerost treści nad formą. Po wgłębieniu – nie tylko można się przyzwyczaić, ale zauważa się, że tę książkę nie można było napisać inaczej. Jak oddać poplątane życie Biurwy, jeśli nie przez odrobinę chaosu, kilku przekleństw i dużej ilości wykrzykników? Gdyby powieść była pisana lekkim, luźnym i delikatnym językiem, to straciłaby na ostrości i samym przekazie. Muszę dodać, że Kubryńska posiada wyczucie do tworzenia naprawdę trafnych cytatów – o czym świadczy ilość wykorzystanych przeze mnie karteczek do zaznaczania co ciekawszych fragmentów.
Książki pisarki na początku przyciągnęły mnie swoimi okładkami. Za projekt „Biurwy” odpowiada Aleksandra Płocińska, której przesyłam wielkie „dziękuje!”. Biurwa na okładce jest dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam.
Na koniec – przeczytajcie tę książkę, jeśli choć raz zastanawialiście się, co też myśli urzędniczka w okienku. Jakie jest jej życie? Dlaczego się nie da?
Ocena: 4/5
Recenzja: Gaba Rutana
Recenzja powstała przy współpracy z portalem

INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Gatunek: powieść polska
Liczba stron: 304


Wyczekiwane premiery książkowe 2017 i news dla fanów Harry’ego Pottera!

by 16:37

Wydawnictwa nie próżnują, pisarze dalej piszą, a my – blogerzy komentujemy i wypatrujemy kolejnych ciekawych książek. Na jakie powieści w tym roku warto zwrócić uwagę? Które znalazły się na mojej liście „must have”? Przygotowałam dla Was zestawienie książek wobec których nie możecie przejść obojętnie!
Jednak na pierwszy rzut mam dla Was wielki news od wydawnictwa Media Rodzina. Wszyscy niedowiarkowie mogą teraz zwrócić honor tym, którzy z nadzieją wierzyli, że będą te nowe wydania! I wyczekali! „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, „Quidditch przez wieki” i „Baśnie Barda Beedle'a” J. K. Rowling pojawiają się jeszcze raz w księgarniach już w połowie tego roku! Oto oficjalny e-mail, który otrzymałam od wydawnictwa (któremu bardzo dziękuję za odpowiedź!):

Obserwuję książkowe grupy, gdzie te pozycje sprzedaje się za ceny powyżej 100 zł. Oczywiście, pierwsze egzemplarze wciąż są swoistą perełką dla fanów, jednak to świetna okazja dla tych, którzy chcą posiadać te książki i nie wydać przy tym fortuny.
Jedźmy dalej!
„Pieśń jutra” Samantha Shannon – marzec 
To trzeci tom znanego „Czasu Żniw”. Na każdą część czekam z ogromnym zniecierpliwieniem, bo Samantha nie pisze swoich powieści ot, tak – pamiętam, że ostatnio premiera sporo się przedłużyła, bo książka nie była dopracowana. Wielka premiera jest w tym roku i to fioletowe cudo zawita na moją półkę! Jak Was zachęcić do tej fantastycznej serii? Odsyłam do recenzji: "Czas Żniw" i Zakon Mimów
„Naznaczeni śmiercią” Veronica Roth – 17 stycznia
Tę Panią znamy z „Niezgodnej”. Okazuje się, że ma dla nas kolejną książkę, która pod względem warsztatowym zapowiada się o wiele lepiej, niż jej poprzedniczki. A wiem to, bo już ją mam i czytam ;) Akcja rozgrywa się w odległej galaktyce i opiera na wojnie dwóch nienawidzących się ludów, którzy zamieszkują jedną planetę. Cyra i Akos powinni ze sobą walczyć, jednak nieoczekiwanie stają się sojusznikami. Czyżby Romeo i Julia w wersji science-fiction?
„O wiele więcej” Kim Holden – 15 marca
Książki Holden mają to do siebie, że jakoś mi umykają. „Promyczka” mam zamiar przeczytać od jego premiery, a cały czas jakoś brakuje mi czasu. Dlatego tej powieści sobie nie odpuszczę! Tym bardziej że zapowiada się naprawdę ciekawie. Z opisu wynika, że to książka o miłości. Główny bohater zakochuje się w Mirandzie, jednak idealizuje sobie jej obraz. Rzeczywistość go przerasta.
 „Wojna Winstona” Michael Dobbs – 2 lutego
Trzeba sobie podnieść poprzeczkę i przeczytać coś bardziej ambitnego. Michael Dobbs jest autorem bestselerowego „House of the cards”. Tutaj występuje Winston Churchill i polityczne rozgrywki. Czy muszę bardziej Was przekonywać? I czy tylko ja liczę na nowy serial?
„Dzień dobry, północy” Lily Brooks – Dalton – 11 stycznia
Zapowiada się klimatyczna powieść — to opowieść o ludziach, którzy kochają gwiazdy. Klimatyczna okładka dodaje książce uroku. Historia skupia się na dwóch postaciach całkowicie oddanych swojej pracy – Augustine jest pracownikiem placówki badawczej, Sully to astronautka. Nagle okazuje się, że w obliczu katastrofy mogą nie wrócić do domu.
„Mleko i miód” Rupi Kaur – marzec
Czyżby jeden z większych bestsellerów tego roku? Mówią, że będzie to dobra i mocna pozycja. Zbiór wierszy, który każda kobieta powinna mieć na swoim nocnym stoliku.  Całość ujęta w poetyckiej formie – już jestem zainteresowana! Oby przekaz Rupie’go trafił do polskich czytelniczek!
„Dziewczyna, którą kochałeś” Jojo Moyes – 11 stycznia
Autorka zdobyła serca czytelniczek powieściami „Zanim się pojawiłeś” i „Kiedy odszedłeś”. Kto na tym nie ryczał, to ma stalowe nerwy. Tym razem to opowieść o Liv, której w życiu nie wszystko się ułożyło zgodnie z planem. Czy książka Moyes ponownie będzie bestsellerem?
„Mity nordyckie” Neil Gaiman – marzec 
Prawdziwa gratka dla wielbicieli autora, jak i mitologii nordyckiej! Książka będzie miała piękną oprawę, treść też z pewnością nas nie zawiedzie. Jest na co czekać! Autor i książka prezentują się znakomicie – co też ukazuje zdjęcie pisarza z jego profilu na FB. 
A na jakie książki Wy czekacie? Może o jakieś premierze zapomniałam? :) I czy tylko ja jestem podeksyctowana z informacji, które dostałam od Media Rodzina? 
PS. Jak Wam się podoba wygląd bloga? 
Przygotowała: Gaba Rutana
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.