Nikt nie ocali się sam Margaret Mazzantini – styl, poetyckość i prawda o życiu

by 22:52

Na początku przyciągnął mnie tytuł, mający w sobie głębię i poetyckość. Później okładka, na której widoczna jest przytulająca się para – obrazek ma sobie naturalność i prawdę. Na końcu przeczytałam opis książki i od razu zapragnęłam ją przeczytać. Czy połączenie tych trzech elementów złożyło się na mocną, dobrą powieść?
To książka mająca w sobie wiele emocji, nie tylko tych dobrych i pozytywnych. Rozpad związku jest trudnym tematem, ale coraz bardziej powszechnym w naszej rzeczywistości. „Nikt nie ocali się sam” pełne jest goryczy, żalu, niemal duszne i przytłaczające poprzez prawdę, którą ukazuje. Jeśli spodziewacie się kolejnej naiwnej historii miłosnej, to nie znajdziecie jej w tej pozycji. Margaret Mazzantini postawiła na fabułę opartą na prawdzie. Autorka nie oszukuje swoich czytelników, ale pokazuje im dwójkę bohaterów, rozdartych po rozstaniu i zastanawiających się, co zrobili źle – opowiadają o samotności, bólu, niezrozumieniu, miłości, rutynie, zdradzie, nieufności oraz co najważniejsze, o swoim małżeństwie.
„Nikt nie ocali się sam” polecam dojrzałym czytelnikom, którzy lubią poważną literaturę przez duże L. Książka to głównie opisy, przemyślenia bohaterów – znalazłam w niej wiele złotych myśli, pięknych cytatów, które są niezwykle prawdziwe. Co ważne, autorka potrafi cudownie operować słowem, to też zasługa tłumaczenia, ale muszę podkreślić – styl pisarki jest plastyczny, jestem pod wrażeniem, tego, jak umiejętnie dobiera słowa, aby dogłębnie poruszyły, skłoniły do myślenia i trafiły prosto w serce. Czasami jest sentymentalnie i poetycko, ale zaraz robi się trochę brutalnie, słowa są bardziej ostre, nawet wulgarne, fragmenty dotyczą tego, co jest brzydkie i wywołuje lęk. Powieść pełna jest kontrastów, ukrytego piękna i prawdy, która nie każdemu może się spodobać.
Warto od czasu do czasu przeczytać książkę trudniejszą, skłaniającą do zastanowienia, wymagającą czytania pomiędzy wierszami. Powieść Mazzantini przypomina mi „Małe zbrodnie małżeńskie” Shmitta, studium związku dwójki ludzi, tylko że w nieco innej formie.
Książka na początku mocno wciąga, następnie może wydać się nieco nużąca, bo fabuła skupia się na jednym spotkaniu oraz retrospekcjach, fragmentach przeszłości bohaterów, którą nawzajem sobie przypominają. Powieść pisana jest z dwóch perspektyw, narrację mamy pierwszoosobową, jednak odniosłam wrażenie, że postaci mówią o sobie w trzeciej osobie.
To nie tylko powieść kobieca, idealna jest również dla mężczyzn — główny bohater ukazuje życie w związku, swoje problemy, przemyślenia, złe i dobre myśli o żonie oraz to, co dzieje się w czasie rozpadu małżeństwa.„Nikt nie ocali się sam” przedstawia dwie perspektywy: żony i męża, matki i ojca oraz tego, jak oboje czuli się jako małżeństwo oraz jak przeżywali swój rozwód. W czasie jednego spotkania zastanawiają się, czy dobrze postąpili, czy nie byli dla siebie zbyt surowi – może mogli uratować ten związek? Koniec z jednej strony zaskakuje, a z drugiej wprawia w spokój swoją zwyczajnością. Nie jest to wielka historia miłosna, kolejna nieprzewidywalna historia – to opowieść o prawdziwych ludziach, ich uczuciach, emocjach tych pozytywnych i tych negatywnych, które wywołują ból i rozpacz. Nie znalazłam w tej pozycji następnej komercyjnej pary bohaterów, którzy przerażają nas swoją idealnością, werwą i pięknem. Jest nieidealnie, poetyko i bardzo normalnie.
Ocena: 4/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję,
Wydawnictwu Sonia Draga
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Sonia Draga
Tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
Kategoria: obyczajowa, literatura współczesna
Liczba stron: 216

Nie jesteś sobą – Michelle Wildgen. Czy książka wzrusza tak samo, jak film?

by 18:31

Do przeczytania tej pozycji skłoniła mnie jej filmowa adaptacja ze świetną rolą Hilary Swank. Byłam zaciekawiona, czy powieść jest równie dobra i przejmująca. Nie zawiodłam się, choć przyznam, że film wzruszył mnie nieco mocniej. Michelle Wildgen w swojej debiutanckiej książce zawarła bardzo wiele – mądre przesłanie, ale również wiele emocji, które ujawniają się szczególnie pod koniec.
To opowieść o kompletnie dwóch różnych kobietach. Obie mimo różnej sytuacji życiowej znalazły niezwykle porozumienie, stały się dla siebie podporą i siłą. Bec jest na typowym rozstaju dróg – nic jej nie cieszy i na to wszystko ma romans z żonatym mężczyzną. Kate to przykład kobiety, która kiedyś miała świetną pracę, przyjaciół, idealny dom i przystojnego męża. Nagle pojawiła się choroba – stwardnienie zanikowe boczne i wszystko zmieniło się diametralnie.
Bec zatrudnia się u Kate do pomocy na wakacje. Choroba całkiem unieruchomiła kobietę, dlatego ta potrzebuje pomocy w niemal każdej codziennej czynności. Bec i Kate poznają się oraz zaprzyjaźniają. Bec musi pamiętać, że łatwo wejść do czyjegoś życia, jednak później trudno się z niego wycofać. Gdzie są granice przyjaźni? I czy Kate nie prosi o zbyt wiele?
Książka porusza ważny temat – jak pozostać sobą w czasie choroby? Czy powinniśmy chorą osobę traktować tak samo, jak innych, czy jednak relacje ulegają zmianie? Co powiedzieć takiej osobie? Jak ją pocieszyć? I czy pozwolić jej odejść, gdy będzie tego chciała? Bec podjęła się pracy u Kate z myślą, że dorobi sobie do studiów. Nie spodziewała się, że aż tak wkręci się w jej życie i zostanie stałą przyjaciółką, podporą i zarazem też profesjonalną opiekunką. To postać, która przeszła dużą przemianę. Zaczynała jako dziewczyna bez żadnego celu, snująca się po mieście i niemająca aspiracji. Kate nauczyła ją walczyć o samą siebie oraz odkryła nową Bec, z pasją, emocjami i niespotykaną dojrzałością.
Pod koniec miałam łzy w oczach – autorka przez całą powieść budowała napięcie, przywiązywała czytelnika do bohaterów, aby później wywołać całą gamę mocji. W „Nie jesteś sobą” jest wiele pokładów nostalgii, spokoju i wyciszenia. To smutna książka, nie potrafię jej inaczej opisać – mimo że bohaterki podchodzą z dystansem do choroby Kate, to wciąż jest to dosyć dramatyczna sytuacja dla każdej młodej kobiety. Autorka nie rzuca czytelnikowi w twarz wylewną emocjonalnością. Z drugiej strony brakowało mi podkręcenia akcji – doceniam subtelny sposób ukazania tej historii, ale myślę, że „Nie jesteś sobą” przydałoby się trochę więcej mocniejszych scen.
Nie wszystko jest jednak idealne. Wildgen prezentuje narrację pamiętnikarską, powieść ukazana jest z punktu widzenia Bec – przez to ucieka nam trochę sama Kate, mamy tylko jej wyobrażenie, czasem cień samej bohaterki. Chciałabym poznać jej odczucia związane z chorobą, myślę, że wówczas książka nabrałaby charakteru i byłaby intensywniejsza w odbiorze. W tej pozycji niestety przeważają opisy, często bardzo nużące. Jestem za wyrzuceniem kilku fragmentów, wprowadzeniem większej dynamiki – Bec opowiada szczegółowo dane wydarzenia, przez co sama fabuła za bardzo się ciągnie. I wówczas umyka emocjonalny odbiór książki, który powinien być bardziej wyrazisty przy takiej tematyce.
„Nie jesteś sobą” polecam wszystkim, którzy lubią smutne, wzruszające i skłaniające do refleksji historie. To powieść z morałem – podczas jej czytania uświadamiamy sobie, że należy korzystać z życia. Dzięki autorce poznałam szczegóły związane z chorobą, jaką jest stwardnienie zanikowe boczne. To trudna, wciągająca książka, nawet mimo nieco nużącego stylu autorki i tak warto ją przeczytać.
Ocena: 3,5/5
Recenzja: Gabriela Rutana 

Recenzja napisana przy współpracy z portalem,
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Marginesy
Tłumaczenie: Magdalena Śniecińska
Kategoria: dramat
Liczba stron: 352

Piąta fala. Ostatnia gwiazda - Rick Yancey. Mistrzowskie zakończenie trylogii!

by 18:40
Pierwszy tom zrobił na mnie spore wrażenie. Pomyślałam to może być naprawdę ciekawa trylogia. Nie zepsuj tego Ricku Yancey. Drugi tom – super, oby tak dalej. Bałam się jednak o końcówkę. Czytałam tyle złych i nieudanych zakończeń, że nie zdziwiłabym się, gdyby kolejnemu pisarzowi nie wyszło. Yancey’owi wyszło i to w jakim stylu!
Do końca świata zostały tylko cztery dni. Później ludzkość zostanie zniszczona. Wróg jest silniejszy, sprytniejszy i ma technikę, które ostatni uciekinierzy nie posiadają. Czy bohaterom uda się przeżyć? Kim tak naprawdę są przybysze? Oraz najważniejsze, jaki udział w tym wszystkim będzie miała Cassie?
Yancey powinien być wzorem dla twórców, którzy nie potrafią wymyślić porządnego finału swoich serii. Autor poradził sobie świetnie. Napisał książkę, która przyćmiła poprzednie tomy i sprawiła, że ani na chwilę nie mogłam się od niej oderwać. To powieść doskonała, połączenie fenomenalnego stylu autora, ciekawych, skomplikowanych bohaterów oraz zapierającej dech fabuły. Yancey przekroczył granice, zniszczył z kretesem przypiętą „Piątej fali” łatkę „kolejnej młodzieżówki” i stworzył dzieło iście mistrzowskie. Wcale nie przesadzam. Trzeci tom to petarda i wielka gratka dla wszystkich fanów science fiction, pokrętnych teorii czy apokalipsy.
Bardziej epickiego zakończenia nie mogłam się spodziewać! Po przewróceniu ostatniej strony przez kilka minut trwałam w głębokim szoku – na pewno jeszcze długo będę analizowała i zastanawiała się, dlaczego taki, a nie inny finał sprezentował nam Yancey. Autor udowodnił, że pisząc o zagładzie i kosmitach, można wciąż stworzyć coś nowego i oryginalnego. Pisarzowi udało się w tej części przemyć wszystko: emocje bohaterów, napięcie i dynamikę akcji, psychologię postaci, mrożące krew w żyłach sceny, jak i te ściskające za gardło, specyficzny, czarny humoru, inteligentne uwagi oraz wizję ludzkości – wiele przemyśleń na temat naszej natury i psychiki, tego, co ważne jest w społeczeństwie. Cała książka została perfekcyjnie zaplanowana, przemyślana i nic nie jest w niej przypadkowe. Do tego dochodzi świetny styl, który sprawia, że czekam na kolejne książki autora. Niektóre zdania i cytaty wbijają w fotel – chciałam zaznaczyć kilka ulubionych fragmentów, zrezygnowałam z tego pomysłu, bo byłoby to co drugie zdanie!
Co wyróżnia tę pozycję? Z pewnością zmienny sposób narracji – niektóre rozdziały pisane są narracją pamiętnikarską, a inne trzecioosobową. W książce występuje również kilka perspektyw zaprezentowania samej fabuły, raz ukazana jest z punktu widzenia Cassie, Sama, Bena, Evana, Ringer lub innych dalszoplanowych postaci. Yancey trafił ze sposobem przedstawienia historii, czy jednak trochę przesadził? Oczywiście, że nie. Całość została idealnie wyważona, dopracowana w taki sposób, aby czytelnik nie czuł się przytłoczony stylem autora czy liczbą bohaterów, którzy pojawiają się w powieści. Styl pisarza jest wciąż dla mnie odkryciem – potrafi krótkimi zdaniami niesamowicie zbudować klimat określonej sceny, zasiać w czytelniku wiele wątpliwości, nadzieję, ale też zaskoczyć, wzruszyć, czy przestraszyć. Zwięzłe rozdziały sprawiają, że czuje się dynamikę akcji oraz szybkie tempo fabuły. Od razu pędzi się razem z nim – ani się nie obejrzycie i będziecie na końcu książki.
Podczas czytania byłam zaskoczona przemianą bohaterów – Cassie stała się bardziej zadziorna, dojrzała i pewna siebie. Przyznam, że najbardziej podobały mi się fragmenty, w których to ona była narratorką. Ben wyrósł na mężczyznę biorącego odpowiedzialność nie tylko za siebie, wciąż cynicznego, jednak pełnego nadziei. Ringer zawsze była dla mnie największą zagadką. Yancey przygotował wiele zaskoczeń w związku z tą postacią, na pewno nie będziecie zawiedzeni. Autor w postaci małego Sama czy Megan pokazał drugą stronę konfliktów zbrojnych, wojny i przemocy – to druzgocąca wizja, która wciąż wywołuje u mnie niepokój.
Co tu dużo pisać – musicie przeczytać tę książę. Ostatnio natknęłam się na opinię, że Yancey prawdopodobnie popełnił błąd w tym, że stworzył bardziej skomplikowaną i złożoną fabułę – jego targetem jest przecież młodzież, która woli pozycje lekkie i odmóżdżające. Trochę się zgadzam i trochę nie – mamy sporo młodzieży, która czyta trudne i przejmujące książki. A po drugie, Yancey napisał powieść dla każdej grupy wiekowej – wystarczy, że jesteś fanem gatunku, że lubisz przygodę, dobrą, mocną fabułę, inteligentny humor, autentyczne emocje oraz oryginalną historię – ta książka wypada z ram zbudowanych przez recenzentów, czytelników czy wydawców. Tak naprawdę nie ma grupy do której „Piąta fala” na pewno trafi lub nie – zawsze znajdą się łamiący reguły outsiderzy. Z pewnością głównym warunkiem przeczytania tej części jest posiadanie wiedzy na temat poprzednich tomów – dlatego polecam całą trylogię. 
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Recenzja została napisana przy współpracy z portalem,
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Otwarte, Moondrive
Tłumaczenie: Maria Borzobohata-Sawicka
Cykl: Piąta fala #3
Gatunek: science fiction
Liczba stron: 436

Harry Potter i Kamień Filozoficzny J. K. Rowling – powrót do świata magii!

by 18:54
Jak tylko zobaczyłam nowe wydanie „Harry’ego Pottera”, to od razu chciałam je mieć na swojej półce. Podskoczyłam z radości, gdy listonosz przyniósł mi paczkę od Wydawnictwa Media Rodzina — mimo że teoretycznie powinnam wyrosnąć już z czytania książek dla dzieci. Rowling to autorka, która trafia do każdej grupy wiekowej, a więc nie bacząc na przekroczoną dwudziestkę, ponownie wsiąkłam w ten magiczny i pełen niezwykłych przygód świat.
Harry Potter ma raczej marne życie – jego rodzina go nienawidzi oraz towarzyszą mu dziwne i niewyjaśnione zjawiska. Dodatkowo jego rodzice nie żyją, a jedyną pamiątką z przeszłości jest tajemnicza blizna na czole. Nagle Harry dowiaduje się, że jest czarodziejem i będzie uczniem Hogwartu, szkoły dla osób posługujących się magią. Wszystko się jednak komplikuje, bo w nowym świecie Harry jest sławny – znany jako bohater, pogromca Sam-Wiesz-Kogo, mrocznego czarnoksiężnika, który prawdopodobnie… chce powrócić.
Co nowego możecie znaleźć w odświeżonej wersji pierwszego tomu? Wydanie to zostało poprawione przez J. K. Rowling oraz przez tłumacza, Andrzeja Polkowskiego. Zmian w treści na pierwszy rzut oka za bardzo nie widać, jedyne co udało mi się wyłapać, to brak kursywy przy niektórych słowach. Dla fanów prawdziwą gratkę stanowi mapa Hogwartu i okolic – w końcu Potteromaniacy mają możliwość przeglądania oficjalnej mapy czarodziejskiej szkoły. Na końcu książki znajduje się „Akt personalny” autorki, w którym odpowiada na kilka pytań. I mamy też całkiem inny papier, stylizowany na starszy, wyglądem przypomina pergamin, którym posługują się czarodzieje.
Porównując nowe wydanie ze starym widać wiele zmian – szczególnie od razu rzuca się w oczy brak kultowej frazy „Jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś mugolem!”. Przy każdym rozdziale zamiast miniaturowych ilustracji znajdują się gwiazdki, przywodzące na myśl także iskry, które pojawiają się podczas rzucania zaklęć. Najbardziej charakterystyczną zmianą jest szata graficzna, bardziej profesjonalna, utrzymana w ciemniejszych barwach, która od razu wprowadza magiczny klimat. Nie mogę przestać zachwycać się okładką! Prawdziwym rarytasem jest mapka — w końcu bez problemu mogę wyobrazić sobie, jak bohaterowie przemieszczali się po okolicach szkoły, gdzie dokładnie jest chatka Hagrida, stadion Quidditcha, w którą stronę do Hogsmeade i jak daleko od zamku znajduje się Zakazany Las.
„Harry Potter i Kamień Filozoficzny” po raz kolejny wołał u mnie wielki sentyment i skłonił do ponownego zanurzenia się w to uniwersum. Wykreowana przez Rowling magiczna Wielka Brytania pełna jest wspaniałych postaci, barwnych, tajemniczych, których sekrety odkrywamy z każdym kolejnym tomem. Pisarka zadbała o najdrobniejsze szczegóły – do dziś zadziwia mnie jej dokładność, umiejętność wplatania w fabułę przeróżnych ciekawostek na temat czarów. Autorka plastycznie i ciekawie ukazała historię Harry’ego, od pierwszego rozdziału konsekwentnie budowała swój świat oraz stopniowo wprowadzała do niego swoich czytelników. Nie bez powodów książki o młodym czarodzieju stały się inspiracją dla twórców filmowych, muzyków, młodych pisarzy fanfiction czy też autorów fanartów.
Harry Potter to postać, którą zna każdy – nawet jeśli nigdy nie czytał książki czy nie oglądał filmu. Bohater niemal kultowy, głęboko zakorzeniony w literaturze, kinie i całej kulturze. Rowling ukazała go w pierwszym tomie jako małego chłopca, który wiele przeszedł w dzieciństwie – dorastał w ciemnej, ciasnej komórce pod schodami, był upokarzany i niedoceniany przez swoich opiekunów. Nagle Harry, który prawie nigdy nie zaznał życzliwości, otrzymuje bilet do Hogwartu, zamku, który okazuje się jego prawdziwym domem. Poznaje tam przyjaciół, ale też nowych wrogów. Co najważniejsze, jest uważany za bohatera. Autorka postawiła na cechy, które chwytają za serce i wywołują sympatię – bezinteresowność, szlachetność, odwaga, skromność i waleczność. Dowiodła, że nawet najmniejsza jednostka, niewinna i niedoświadczona, może pokonać największe zło. To książka, która pozwala oderwać się od rzeczywistości – mimo, że czytana po kilka razy, wciąż tak samo pobudza wyobraźnię.
W pierwszym tomie szczególnie lubię śledzić etapy nawiązywania się przyjaźni pomiędzy Harrym, Ronem i Hermioną. Podobną perełką w tej części jest dla mnie Neville – porównując go z postacią, jaką się stał w „Insygniach Śmierci”, można śmiało stwierdzić, że przeszedł największą przemianę w całej serii. Rowling ukazała nam też Snape’a, zaczęła budować go jako bohatera negatywnego, którego bardzo trudno obdarzyć pozytywnymi uczuciami, aby potem zaskoczyć czytelnika nagłym zwrotem akcji i wprowadzić w stan dezorientacji: czy Snape jest dobry czy jednak nie? Po zakończeniu książki pojawiło się u mnie wiele przemyśleń – to fascynujące, że za każdym razem patrzę na jakiegoś bohatera czy scenę z całkiem innej perspektywy. Tak działa magia książek Rowling.
Pierwsze wydanie „Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego” miało swoją premierę w 1997 roku, a więc prawie dwadzieścia lat temu. Do Polski fala Potteryzmu dotarła dwa lata później. Nawet teraz pamiętam stanie w kolejkach przed księgarnią, całonocne czekanie na nowy tom i zarywanie nocy, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co tym razem przydarzyło się Harry’emu i jego przyjaciołom. To piękna przygoda dla każdego fana – jeszcze raz sięgnąć po pierwszą część i powrócić do tej historii. Cieszę się, że pojawienie się nowego wydania jest niejakim pretekstem, abym ponownie mogła wejść w ten magiczny świat.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Recenzja została napisana przy współpracy z portalem
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Media Rodzina
Tłumaczenie: Andrzej Polkowski
Tom: #1
Liczba stron: 328

Moje serce i inne czarne dziury, Jasmine Warga – dojrzała powieść o depresji

by 19:00
Powieść Jasmine Warga wywołuje wiele skrajnych emocji, od wzruszenia, smutku, po szczęście i rozbawienie. Przede wszystkim jednak podejmuje temat często pomijany i lekceważony, jakim jest depresja. „Moje serce i inne czarne dziury” na długo utkwi mi w pamięci, nie tylko przez swoją mocną historię, ciekawych i skomplikowanych bohaterów, ale głównie przez nowy punkt widzenia – dostrzeżenie problemu depresji oraz tego, jak bardzo poważna jest to choroba.
Aysel chce umrzeć, dlatego szuka Partnera do Samobójstwa. Jako córka mordercy nie ma już siły żyć. Bez przerwy musi znosić pełen wyrzutu wzrok matki oraz szepty i oskarżenia na szkolnych korytarzach. Nie potrafi pogodzić się z tym, co się stało – wtedy na stronie dla samobójców poznaje Romana. Z pozoru przystojny i fajny chłopak, jednak spotkało go coś strasznego i po tym wydarzeniu nie może się pozbierać. Aysel chce poznać powód jego depresji. Wspólnie zaczynają planować własną śmierć. Tylko co jeśli, Aysel dzięki Romanowi odnajdzie powód do życia?
Warga postawiła nas przed trudną tematyką, napisała powieść z jednej strony młodzieżową, ale z drugiej też niesamowicie dojrzałą i potrzebną. Zbudowała napięcie, poprzez odliczanie poszczególnych dni, stworzyła postaci, do których czytelnik od razu się przywiązuje i co ważne, dała mi emocjonalnego kopa. Przyznam, że dawno nie płakałam podczas czytania książki. Ta historia całkiem mnie rozbroiła, moje nerwy i opanowanie. Od połowy powieści miałam gulę w gardle i zaczerwienione oczy. Pisarka powinna do tej pozycji dołączyć paczkę chusteczek, bo bardzo przydają się w trakcie lektury!
Autorka stworzyła powieść ukazującą smutek i zmęczenie życiem. Jej bohaterowie mają za sobą traumatyczne przeżycia, nie radzą sobie ze swoimi emocjami, mają dosyć pustej egzystencji i rozpaczy, która zżera ich od środka. Książka przepełniona jest ich przygnębieniem, ale też nadzieją, którą zaszczepia w sobie Aysel. Czy jednak sama nadzieja wystarczy? Do samego końca trwa się w oczekiwaniu na to, co zrobią postaci. Książka ma melancholijny klimat, niesie za sobą mocne i skomplikowane przesłanie oraz uczy nas jednego – warto żyć i nie wolno się poddawać. Może brzmi to banalnie, jednak w odniesieniu do tej powieści są to ważne i istotne słowa.
Warga przyjęła styl typowo młodzieżowy – lekki, przystępny i prosty. Potrafi oddać emocje bohaterów, jak i plastycznie ukazać tło fabuły. Narracja jest pamiętnikarska, a historia ukazana została z perspektywy Aysel. Autorka nie skupiła się tylko i wyłącznie na głównym temacie, czyli samobójstwie – wtrąceniami dotyczącymi muzyki klasycznej, fizyki czy innych zainteresowań postaci zbudowała bardzo autentyczną historię oraz delikatnie odwróciła uwagę czytelników od dramatycznej tematyki książki. Nie jest więc kiczowato i nienaturalnie.
Główna bohaterka książki jest zarazem bezpośrednia i zamknięta w sobie. To typowy, sarkastyczny typ bohatera, który ma trudności z wyrażaniem swoich emocji. Aysel długo zajęło zrozumienie pewnych spraw i skonfrontowanie się ze swoim strachem przed rozmową z bliskimi. Roman z kolei to już inna sprawa – jego historia całkowicie złamała mi serce. Na pierwszy rzut oka wydaje się jednym z tych popularnych i przebojowych nastolatków. Jednak są to tylko mylne pozory – to postać trzymająca się na uboczu, będąca niejako w tle głównej bohaterki, ale mająca istotny wpływ na fabułę. Roman jest enigmatycznym bohaterem, do samego końca nie wiadomo jak postąpi – pisarka świetnie zbudowała napięcie i pewną aurę niedostępności wokół tej postaci.
Autorka podejmując się tematu samobójstwa, mogła albo odnieść spektakularną porażkę lub też sukces. Ta powieść jest szokująca, pomysłowa i jak już wspomniałam, bardzo emocjonalna. Książka mocno skupia się na uczuciach bohaterów, a Warga mogła popaść w niej w zbyt mroczny i przez to może nawet groteskowy, niemal egzaltowany klimat. Warga, ukazując tło fabuły, wplatając trochę ironicznego humoru i prostych dialogów, sprawiła, że sama historia i bohaterowie nabrali autentyzmu. Często w tego rodzaju pozycjach, szczególnie młodzieżowych mam wrażenie, że jest zbyt dramatycznie, a postaci zaraz wybuchną z nadmiaru emocji. Tutaj bohaterowie trzymali swoje uczucia na wodzy, byli wycofani, ukrywali się pod płaszczykiem normalności – jednak ich smutek był prawdziwy.
„Moje serce i inne czarne dziury” to powieść, którą polecam czytelnikom młodszym, starszym i zupełnie już dojrzałym. Ta książka uczy, wzrusza i uświadamia wiele ważnych kwestii – na początku przyciąga kontrowersyjną fabułą i szokującym początkiem, w którym bohaterowie obmyślają własną śmierć, aby później skłonić do chwili refleksji. Jak już wspomniałam, tego rodzaju książki są po prostu potrzebne – mogą wesprzeć osoby dotknięte depresją, ale również pomóc zrozumieć tę chorobę tym, którzy nigdy nie mieli z nią styczności. Podsumowując, Jasmine Warga pisząc tę książkę, wykonała kawał świetnej roboty.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana 
Recenzja powstała we współpracy z portalem,
INFORMACJE: 
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Burda Książki
Tłumaczenie: Ewa Kleszcz
Kategoria: młodzieżowa, 
Liczba stron: 312

E-marketing. Współczesne trendy pod red. J. Królewski, P. Sala – must have dla każdego marketingowca

by 19:16

Obecnie na temat e-marketingu można znaleźć wiele książek – rosną jak grzyby po deszczu, głównie dlatego, że ta tematyka jest coraz bardziej popularna. Firmy widzą potencjał tkwiący w internecie i go wykorzystują, dlatego ich kampanie marketingowego często skoncentrowane są na aktywnych działaniach w sieci. Co takiego internet może im przynieść? Nie tylko reklamę produktów, samej firmy, ale również wzrost lojalnych klientów. Firmom nie wystarcza już np. założenie bloga lub fan page na Facebooku. Muszą być one wszędzie, poprzez tworzenie innowacyjnych rozwiązań oraz kreatywnych kampanii, które zaciekawią i przyciągną użytkowników sieci.
Odnowione i bogatsze w wiedzę wydanie
To nowe wydanie książki „E-marketing”, wzbogacone o jeszcze większą wiedzę z zakresu e-marketingu i zbiór doświadczeń ludzi, którzy na co dzień pracują w świecie internetu. Jak podkreśla Jarosław Królewski i Paweł Sala, autorzy poszczególnych rozdziałów nie są zawodowymi publicystami, jednak muszę przyznać, że książka napisana jest lekko, zrozumiale i profesjonalnie. Widocznie praca w internecie wymaga dobrego warsztatu pisarskiego, bo każda część „E-marketingu” ma w sobie nie tylko sporą dawkę wiedzy, ale też jest po prostu zgrabnie zbudowana.
Social media, copywritng, marketing mobilny, monitoring internetu, obsługa klienta w sieci – to tylko kilka tematów zgłębianych w tej pozycji
Co znajdziecie w tej książce? Poruszana tematyka jest z jednej strony bardzo szeroka, ale też nie jest to wiedza ogólna. „E-marketing” podzielony jest na cztery części, każda dotyczy innego etapu w biznesie, a więc np. zaczynamy od „Podstawy – solidny Backgroud”, a kończymy na – „Niezbędnik nowoczesnego marketera”. Co ważne, autorzy książki nie są laikami – to ludzie znający branżę od podszewki, mogący pochwalić się bogatym doświadczeniem, co też widać na podstawie prezentowanych przez nich treści. Oni wszyscy są praktykami – od takich ludzi najbardziej lubię się uczyć. Na pewno więc kojarzycie Pawła Tkaczyka, który opowiada ogólnie o marce samej w sobie, Dominika Kaznowskiego – piszącego o social mediach i społecznym wymiarze internetu, Barbarę Stawarz, specjalistkę od content marketingu, Jarosława Roszkowskiego, który wyjaśnia czym jest monitoring internetu i dlaczego warto go wykorzystać – oraz wiele innych nazwisk, aktywnie działających w branży marketingu internetowego. W tej pozycji poznacie nie tylko teorię, ale też wiele realnych case study, niektóre pojęcia wyjaśniane są na podstawie przykładów, dlatego nawet laik może z tej książki wynieść bardzo wiele wiedzy. Bardzo ciekawy jest rozdział ukazujący rynek internetowy w Polsce i na świecie – Tomasz Surmacz prezentuje sporo ciekawych danych na temat czasu spędzonego w internecie, akcji podejmowanych w sieci przez użytkowników czy informacji dotyczących światowego rynku reklamy internetowej.
Od strony wizualnej „E-marketing” dostaje ode mnie ogromnego plusa. Każdy rozdział ma śródtytuły, ważniejsze pojęcia są pogrubione, występuje dużo ikono-grafik, kolorowych tabel, wypunktowań. Jeśli są już jakieś dane, to ukazane w ciekawy i oryginalny sposób, tak, że można jest odczytać w prosty sposób. Co ważne, są one jak najbardziej aktualne, więc jeśli potrzebujecie wykorzystać je w pracy dyplomowej, projekcie na studia lub po prostu chcecie zorientować się, w co warto zainwestować, to ta książka bardzo Wam się przyda.
Studencie, to książka dla Ciebie!
Przyznam się, że moja praca magisterka bez „E-marketingu” byłaby bardzo uboga. Niesamowicie wiele wyciągnęłam z tej książki – z jednej strony porusza tematykę współczesną, podawane są przykłady firm i case study, ale autorzy poszczególnych rozdziałów nie zapomnieli o często istotnej części teoretycznej. Wiele pozycji na temat marketingu internetowego od razu przechodzi do rzeczy i pomija wyjaśnianie prostych pojęć, jednak jak wiemy w pracy dyplomowej należy podać nawet najbardziej banalne definicje – dlatego jestem bardzo wdzięczna, ze w momencie pisania magisterki trafiła do mnie właśnie ta książka.
Number One wśród książek o marketingu internetowym
„E-marketing” polecam wszystkim zainteresowanym marketingiem internetowym, tym, którzy zastanawiają się, czy swój biznes przenieść do sieci oraz wszystkim laikom, którzy chcą w jakiś sposób zacząć swoją przygodę z e-marketingiem. Jak już wcześniej wspomniałam – każdy student, którego kierunek związany jest z marketingiem, powinien traktować tę książkę jako pewnego rodzaju „biblię”. „E-marketing” zawiera w sobie ogrom wiedzy, wiele ciekawych i inspirujących przykładów, umożliwia zapoznanie się z branżą – nawet na podstawie nazwisk poszczególnych autorów. To jak na razie najlepsza pozycja dotycząca e-marketingu, którą dotychczas czytałam.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję,
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016 
Wydawnictwo Naukowe PWN
Praca zbiorowa pod red. Jarosław Królewski, Paweł Sala
Liczba stron: 600
Oprawa twarda
Autorzy publikacji:
Jarosław Królewski, Paweł Sala, Paweł Tkaczyk, Michał Dziekoński, Tomasz Surmacz, Krzysztof Bełech, Dominik Kaznowski, Paweł Kolenda, Monika Mikowska, Andrzej Ogonowski oraz Anna Zarudzka, Adrian Kielich, Piotr Koźniewski, Marcin Nowak, Paweł Zieliński, Grzegorz Błażewicz, Bartłomiej Piechota, Jacek Jankowski, Magdalena Kochmańska, Teresa Wierzbowska, Justyna Dziegieć, Anna Siemińska, Leszek Łuczyn, Barbara Stawarz, Joanna Świercz, Anna Jadwiga Orzech, Andrzej Garapich, Jarosław Roszkowski, Bartosz Józefowski, Magdalena Urbaniak, Damian Gałuszka, Aneta Głowacka, Miłosz Baluś, Przemysław Tarczyński, Maciej Wiktorowski, Michał Kasperczyk, Łukasz Gładki, Wojciech Piwowarczyk i Marek Przystaś. 

Ta chwila, Guillaume Musso – Chwytaj każdy dzień. Banalne? Jednak prawdziwe

by 19:18

Co zrobisz, gdy ktoś powierzy Ci szemrany spadek? I to jeszcze taki, za którym kryje się niebezpieczna tajemnica? Arthur Costello dziedziczy po ojcu latarnię morską, z której historią wiąże się straszliwy sekret – otworzenie pewnych drzwi niesie za sobą przerażające konsekwencje. Ale nie jest to opowieść tylko o Arthurze, jest w niej również Lisa – kobieta, marząca o byciu aktorką, zmuszona przez życie do pracy w barze. Na swojej drodze spotyka Arthura i mimo poplątanych okoliczności łączy ich uczucie. Jednak na przeszkodzie stoi im… klątwa latarni morskiej.
Guillaume Musso, znany francuski pisarz, po raz kolejny zaskakuje – jego nowa książka trzyma w napięciu do ostatniej strony oraz szokuje zakończeniem. Dawno żadna powieść nie wytrąciła mnie tak z równowagi i nie zaskoczyła nagłym zwrotem akcji. Od początku śledziłam losy Arthura, chcąc rozwiązać intrygę związaną z latarnią morską i dowiedzieć się, jakie będzie jej wyjaśnienie. I nagle okazuje się, że autor przechytrzył wszystkich – napisał koniec, którego nikt nie przewidział. To rzadkie wśród książek, zwykle w jakimś stopniu przeczuwamy dalsze losy postaci. Tutaj czegoś takiego nie ma, czytając, nie miałam zielonego pojęcia, jaki kształt przybierze dalsza fabuła.
Główna maksyma książki od razu przyciągnęła moją uwagę. Nie zapomnij, że mamy dwa życia. Drugie zaczyna się, gdy uświadomisz sobie, że żyje się tylko raz – te słowa mają w sobie wiele prawdy i skłaniają do refleksji. Powieść jest tak skonstruowana, że jej przesłanie dosłownie wbija w fotel. Musso nie tworzy pozycji, które się przeczyta, aby momentalnie zaraz o nich zapomnieć. „Ta chwila” to nie tylko wciągająca historia, przepełniona akcją i tajemnicą. To dużo więcej – pisarz w dosyć krótkiej książce zawarł mocną intrygę, stanowiącą twardy orzech do zgryzienia, ale przede wszystkim autentyczność i to magiczne „coś”, które sprawia, że jeszcze po jakimś czasie przeżywa się losy bohaterów.
Musso wprowadził w tej powieści bardzo wiele – mamy zagadkę, wątek związany z klątwą latarni, sprawiający, że „Ta chwila” ociera się o fantastykę oraz wielką, tragiczną historię miłosną. Muszę jednak przyznać, że autor jako mężczyzna podszedł to wątku romansowego nieco pragmatycznie, dlatego nie spodziewajcie się dużej dramatyczności. Dla mnie to duży plus, w końcu mamy książkę, w której coś się dzieje, dosłownie nie ma momentu, aby akcja stała w miejscu!
Musso nie potrzebuje wielu opisów, żeby umiejętnie oddać tło fabuły oraz emocje bohaterów. Jego styl jest zwięzły, opierający się na dosadnych opisach, które świetnie budują napięcie. Co więcej, autor postawił na dialog z czytelnikiem poprzez zastosowanie pytań retorycznych. Co bardzo mi się podobało – każdy rozdział ma przypisany cytat – pisarz wybrał naprawdę ciekawe i inspirujące sentencje.
Polecam wszystkim, którzy lubią nieco poplątane historie, z wieloma wątkami. Ostrzegam sumiennie, że zakończenie powieści może wywołać u Was szok. Jestem pozytywnie zaskoczona tą pozycją – przeczytałam ją w jeden wieczór, który szybko stał się nocą, bo musiałam dowiedzieć się, czy bohater rozwiąże tajemnicę latarni morskiej. Czy rozwiązał? O tym dowiecie się z książki!
Ocena: 4,5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Recenzja została napisana w ramach współpracy z portalem,
INFORMACJE
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Joanna Prządzyńska
Kategoria: thriller, sensacja
Liczba stron: 320
&&&
Jeśli jesteś na Lubimy Czytać i chcesz mieć mnie w gronie znajomych, to jest mój profil: Gaba_Okey.
Będzie mi bardzo miło, jak wyślesz mi zaproszenie! 

Jak powietrze Agata Czykierda-Grabowska – pierwsza polska powieść New Adult!

by 22:21
Gdy przeczytałam, że będzie to pierwsza polska powieść z nurtu New Adult, którego jestem fanką – pomyślałam „Muszę ją mieć!”. Wyrażenie, że jaram się tą książką, jest chyba najbardziej adekwatne. Po pierwsze przyciągnęła mnie lekka, lifestylowa okładka, z której bije pozytywna energia. Po drugie fakt, że autorka w trakcie pisania „Jak powietrze” współpracowała z licznymi blogerkami książkowymi. I nagle powstała nasza pierwsza powieść New Adult – pozycja, która otwiera nową gatunkową furtkę w polskiej literaturze. 
Oliwia ma z pozoru wszystko, czego pragnie każda młoda dziewczyna – przystojnego chłopaka, wymarzone studia, zamożnego ojca oraz przyjaciół, z którymi czas spędza w popularnych warszawskich klubach. Przez przypadek spotyka Dominika, który pokazuje jej całkiem inny świat, gdzie liczy się miłość, a nie pieniądze. Los nie oszczędził Dominika – mieszka w małej kawalerce i na utrzymaniu ma dwójkę rodzeństwa. Nie ma czasu na rozrywki, musi pracować, żeby jego rodzina miała z czego żyć.
Oliwia i Dominik są niczym Romeo i Julia. Spotykają się i przepadają bez reszty – jednak czy ich miłość przetrwa?
Polecam tę książkę wszystkim, którzy są fanami New Adult, ale też lubią romanse i wielkie historie miłosne.Powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej taka właśnie jest – najeżona pięknymi scenami, które nie tylko wzruszają, ale również wprawiają w rozmarzenie. „Jak powietrze” jest do bólu realne, autorka ukazuje w nim brudną, zaniedbaną Pragę, życie od pierwszego do pierwszego, problemy samotnych i porzuconych dzieci oraz wiele bólu, jaki drzemie w stolicy. To książka, która ma w sobie prawdę, ale też ten magiczny pierwiastek, jakim jest miłość – delikatna, wzruszająca i prawdziwa. Nie ma tutaj stereotypów, patosu i egzaltowanych sformułowań. Jest za to wiele prostych słów, które wybijają się ponad przeintelektualizowane powieści.
Bardzo spodobało mi się to, że autorka nie szufladkuje swoich postaci. Nawet chłopaki z Pragi zostali ukazani w pozytywny sposób – nie jako niebezpieczne i wulgarne osiłki spod bloków, ale jako prostolinijni i dobrzy ludzie. Oliwia nie jest kolejną dziewczynką z bogatego domu, zaskoczyła mnie jej inteligencja, upór i łagodność. To dziewczyna z sercem na dłoni, tak samo, jak Dominik – nie sposób ich nie polubić.
Książka porusza wiele ważnych i trudnych wątków. Zarówno Oliwia, jak i Dominik zmagają się z demonami przeszłości – to jedna z cech tego gatunku. Musi być jakieś drama. Często uważam, że autorki przesadzają w budowaniu trudnych historii swoich bohaterów – jako czytelnik nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że jedną osobę może spotkać tyle zła. Tutaj, mimo że postaci rzeczywiście spotkało wiele przykrości – nie raziło mnie to w oczy, jak w innych pozycjach tego typu. Autorce udało się wybrnąć i nie zrobiła z książki zbyt wielkiego melodramatu.
Nie zapominajmy, że jest to powieść, gdzie występuje sporo scen plus osiemnaście. I są to fragmenty świetnie napisane, pisarka umiejętnie oddała niepewność i podekscytowanie postaci. Przejdę w takim razie do stylu – książka pisana jest prostym językiem, występuje w niej wiele dialogów, dlatego też szybko się ją czyta. Styl autorki jest plastyczny, dynamiczny, sceny ukazane są tak, że z łatwością mogłam wyobrazić sobie każdy szczegół małego mieszkania Dominika czy wygląd poszczególnych postaci. Co ciekawe, pisarka świetnie opisuje emocje bohaterów, nawet drobne i niewidoczne na pierwszy rzut okaz mrugnięcie, muśnięcie ręką – wszystko ma swoje znaczenie. Narrację mamy trzecioosobowa, moją ulubioną, bo dzięki temu mamy szerszy obraz przedstawionego świata, ale też czujemy większą niepewność co do postępowania postaci – nie jesteśmy w stanie przewidzieć dalszych kroków bohaterów, bo nie znamy ich myśli.
Co mi się nie podobało? Pisałam, że autorka starała się nie przekroczyć granicy melodramatu, co jej się udało, ale niestety popłynęła trochę z sylwetkami głównych bohaterów. I tutaj mam na myśli Dominika – wszystko byłoby ok, gdyby nagle nie okazało się, że jest genialnym artystą i świetnie rysuje. Dlaczego się czepiam? Bo takich wątków jest mnóstwo w tego rodzaju książkach, co drugi męski bohater lub bohaterka potajemnie szkicuje w swoim notatniku, aby później przez przypadek ujawnić swoje rysunki, które oczywiście są genialne. Poczułam delikatne powielenie motywu, jednak w odniesieniu do całości wybaczam.
Autorka stworzyła coś nowego, w naszej polskiej rzeczywistości utkała piękną historię o miłości, samotności i dojrzewaniu. Wielkie ukłony dla pisarki za stworzenie realnego tła dla fabuły – Warszawa została ukazana bardzo prawdziwie, a cała historia nie jest zamerykanizowana (czego trochę się bałam), zachowuje nasz, Polski klimat! Jeśli potrzebujecie wiele pozytywnej energii, lubicie romantyczne sceny, to ta książka jest dla Was!
Ocena: 4/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję,
 INFORMACJE: 
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Znak/OMG Books
Kategoria: New Adult, młodzieżowa
Liczba stron: 479
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.