Powietrzny Korsarz - Piotr Wałkówski

by 19:44

Na samym początku przyznam się do tego, że bardzo długo zabierałam się za tę książkę. Zachęcił mnie wątek smoków, ciekawy opis, jak i to, że pozycja ma wiele wspólnego z fanfiction. Jednak powieść nie trafiła w mój gust, zaczęłam czytać i… utknęłam. Rzadko mi się to zdarza, ale odłożyłam ją na półkę. I teraz ponownie do niej wróciłam.
Autor stworzył swój świat na podstawie już istniejącego w fikcji literackiej uniwersum – inspiracją dlaPowietrznego Korsarza była Naomi Novik i wcześniej nieznany mi cykl Temeraire. Byłam pełna nadziei, bo jak sam Wałkówksi podkreśla Powietrzny Korsarz nie jest kanoniczną kontynuacją oryginalnej sagi. Książka opiera się na nowo wymyślonej fabule, jak i bohaterach. Fani Novik powinni doszukać się jednak kilku nawiązań do pierwowzoru, niestety nie jestem w stanie tego sprawdzić, ale z pewnością byłaby to spora gratka dla wielbicieli tej pisarki – co automatycznie staje się dla mnie plusem tej powieści, gdyż sama lubię tego rodzaju odnajdywanie powiązań.
Europa czasów metternichowskich. Smok Temeraire wraz z niezwykłą istotą, półsmokiem Nestorem, wyruszają w niepowtarzalną podróż po świecie. Niezwykły splot losów zaprowadzi ich na ziemię dawnej Rzeczypospolitej, gdzie wezmą udział w walkach o wyzwolenie polskich i litewskich ziem spod rosyjskiego jarzma. Czy im się to uda? Jak potoczą się losy dzielnych korsarzy?
Jak na debiutanta w wydawniczym świecie, Wałkówski pisze dobrze, ma wypracowany styl, ale nie wiem, czy nie aż za bardzo. Książka jest poprawna. Ma zawiłą fabułę, wielu bohaterów, tło akcji, sam styl jest dosyć porządny, ale nie ma lekkości, zabrakło mi tajemniczego czynnika, który wciągnąłby mnie w tę historię. Wszystko jest zbyt poukładane, bez emocji, które są przecież najważniejsze, nawet w powieści sensacyjnej czuje się strach, czy podekscytowanie, a tutaj… nic.
Autor chciał ukazać styl godny klasyków, jak z Władcy Pierścieni, czy Gry o Tron. Coś pod drodze się zepsuło, początek pod względem językowym zaczyna się całkiem nieźle, ale dalej zauważyłam brak płynności, co od razu mnie zdekoncentrowało.
Wojna była najlepszym sprawdzianem prawdziwej przyjaźni.
Bohaterowie są dosyć dobrze wykreowani, choć niestety ci bardziej poboczni. Nestor, główna postać budzi u mnie sprzeczne odczucia. Nie potrafiłam go polubić, wiem, że w książkach nie chodzi o obdarzenie sympatią kreacji stworzonych przez autora, ale nie wywołał u mnie jakiś większych emocji. A doceniam to, gdy powieść w jakiś sposób na mnie oddziałuje. Tutaj jestem neutralna pod względem emocjonalnym. Co do samego Nestora, był w większości czasu zbyt infantylny, jednak także w niektórych fragmentach miałam wrażenie, że czytam o całkiem innej postaci – dobrze jest nadać bohaterowi wiele cech, jednak nie jest dobre, gdy zaczynają one być zbyt chaotyczne, wtedy burzy to obraz całej postaci.
Początek czytało mi się bardzo wolno – może przez ilość informacji, którymi autor od razu atakuje czytelnika?Było tego zdecydowanie zbyt wiele, czasami uniwersum jest skomplikowane, jednak pisarze znajdują sposób, aby w jakiś sposób wprowadzić czytelnika, nakreślić mu ramy tego świata. Tutaj czułam irytację, bo za każdym razem, jak wracałam do czytania, to miałam wrażenie, że nie wiem, o co chodzi.
Pochwalić mogę pomysłowość. Bo potencjał jest – półsmok jest czymś nowym i warto byłoby pociągnąć ten temat. Fantastyka to trudny gatunek, trzeba zbudować swój świat, nadać coś magicznego historii, co będzie ją wyróżniało i przyciągało czytelników. W księgarniach jest masa książek o podobnej fabule, ale tych o smokach o dziwo jakoś wiele nie ma – to daje autorom wciąż duże pole do popisu. Powietrzny Korsarz jest gdzieś pośrodku, bo pomysł ma, ale nie został on w pełni wykorzystany. Może przez to, że autor się inspirował innym dziełem? To wciąż pociąga za sobą konsekwencje, zamknięcie w uniwersum Novik stwarza pewne ograniczenia – żałuję, że powieść, mimo iż może być czymś interesującym dla fanów tej pisarki, nie została oparta na świeżym i całkowicie stworzonym przez Wałkówskiego uniwersum. Dodatkowym plusem jest obsadzenie akcji na ziemiach polskich, które są pod zaborami. Ciekawe się o tym czytało, wyobraźnia wówczas pracuje i jest to takim miłym dodatkiem.
Przerażony człowiek jest nieprzewidywalny.
To klasyczna fantastyka, gdzie mamy heroiczne walki, czarno-białe postaci, głównie dla fanów fantastycznych stworzeń, jako też oczywisty dodatek do powieści Novik. Ale czy autor chciał stworzyć coś, co będzie traktowane jako ciekawostka? Dodatek?
Do mnie ta pozycja nie trafiła, może zabrakło właśnie jakieś kontrowersji, czegoś, co zaburzy spokojnie toczącą się akcję, co wzbudzi w czytelniku wątpliwości? Jest zbyt poprawnie. Technicznie mimo drobnostek to dobra książka, choć ma trudny początek, w który trzeba się wgryźć. Nie jest to zły debiut, ale myślę, że Powietrzny Korsarzmógłby zostać bardziej dopracowany – widać, że Wałkówski się przyłożył, aby to wszystko sobie poukładać, jednak brakuje mi lekkości językowej i… ciekawszej historii. Zbyt płaskie, nijakie, jak już wspomniałam bez emocji. Gratka dla fanów Novik lub zbezczeszczenie jej serii – o to należałoby się już ich pytać, ja tylko jako osoba, która po raz pierwszy poznała ten świat, pełen smoków i innych stworzeń, mogę powiedzieć: nie jest to moja bajka i już dawno tak nie wymęczyłam się podczas czytania.
Odnoście kwestii samego wydania – okładka nie przypadła mi do gustu. Fantastyka daje dużą możliwość, aby poszaleć w kwestii oprawy, a tutaj niestety Novae Res zaprezentowało nijaki obraz smoka, który raczej mnie nie przyciąga. I czcionka – można poważnie nadwyrężyć sobie oczy, czytając tak małe literki.
Polecam ciekawskim, którzy czytali coś Novik i chcą sprawdzić, czy Wałkówski spisał się dobrze, a może też przesadził. Dla reszty – nie wiem, czy jest to książka, która umiliłaby wam czas, czy jednak po przeczytaniu pierwszych rozdziałów nie rozbolałaby Was głowa. Mnie Powietrzny Korsarz nie zauroczył, choć zdaje sobie sprawę, że nie jest to technicznie zła książka – słowo poprawna pasuje do niej idealnie. I niestety nic poza tym.
Ocena: 1,5/5
Recenzowała: Gaba
Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorowi książki,
Piotrowi Wałkówskiemu 
INFORMACJE: 
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Novae Res 
Kategoria: fantasty
Liczba stron: 504

Klasyka wraca do łask - Szekspir, Brytyjczycy i teatr

by 20:25

Cytowanie Szekspira znowu stało się modne. Brytyjczycy wytrwale promują swojego barda, czy to na deskach teatru, czy to w kinie. Nie ma co się dziwić, w końcu to kraj, gdzie kostiumowy serial Downton Abbey okazał się strzałem w dziesiątkę. Jednak nie tylko Anglicy mają patent na odświeżanie zakurzonych już dzieł – coraz więcej baśni lub bajek, które pamiętamy z naszego dzieciństwa, możemy obejrzeć na wielkim ekranie. Wypalenie się kinematografii to następstwo tego, że klasyka stała się modna? A może jest to część trendu, jakim obecnie są ekranizacje książek?
Wracamy do tego, co znane, sprawdzone i dobre. Mimo że te historie zostały już opowiedziane nieraz – mamy kilka wersji Romeo i Julii, Kopciuszka, Dumy i uprzedzenie, czy Opowieści Wilijnej, to wciąż nam mało. Powstaje pytanie – jest jeszcze szansa, że współczesność będzie miała swoją Jane Austen i Karola Dickensa? A może już ma? Głośno robi się o kolejnych ekranizacjach książek Rowling, a na podstawie horrorów Stephane’a Kinga nakręcono kilka mrożących krew w żyłach obrazów, coraz więcej pisarzy dostaje także propozycje od wytwórni filmowych. Nagle zauważamy, że połowa przemysłu filmowego skupia się na perypetiach bohaterów, które wcześniej odniosły sukces jako książki. A więc rynek wydawniczy i filmowy ponownie łączy siły w niesieniu nam kultury.
Jaki tytuł przykuł w ostatnim czasie największą uwagę? Zdecydowanie Macbeth, której polską premierę przewidziano na 27 listopada tego roku. Nic dziwnego, że film odnosi już ogromny sukces, na swoim koncie ma dwie nominacje, w tym jedną na Festiwalu w Cannes, a jego kampania promocyjna jest coraz bardziej dynamiczna. Główną przyczyną atmosfery podekscytowania tą produkcją są aktorzy obsadzeni w głównych rolach, czyli Michael Fassbender oraz francuska aktorka Marion Cotillard. To postaci, do których ma się zaufanie, że zbudują autentyczne i oryginalne kreacje. Publikowane co jakiś czas zdjęcia, wywołują wiele emocji – ukazują mroczną, duszną, brutalną i nieco eteryczną rzeczywistość. Możecie zobaczyć także zwiastuny tego obrazu, równie dobre, ujmujące wiszącym w powietrzu napięciem, niepokojem, ciemnymi kolorami, które przeplatają się z bladością mgły i migoczącym, mrocznym światłem świec. Pochwalić należy także kostiumy postaci, jak i ścieżkę dźwiękową. To nie wszystko, bo szczególną uwagą powinniście obdarzyć plakaty promujące film – aż chce się zakrzyknąć, że tak właśnie powinno robić się prawdziwie klimatyczne plakaty!



Kolejna sztuka Szekspira znamy jako jedną z najczęściej cytowanych. Bo kto nie kojarzy: Być albo nie być, oto jest pytanie? Lub też: Choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda? Oczywiście, wzięto się za nowego Hamleta, jednak nie zobaczycie go w kinie (chyba że jako transmisje), ale właśnie w teatrze już 15 października. Nic tak nie przyciąga widzów, jak ulubieniec mediów, czyli Benedict Cumberbatch. To kolejny sławny Brytyjczyk, który podbił serca również Polaków, głównie za sprawą serialu BBC Sherlock. Premiera spektaklu w National Theatre Live od razu stała się dosyć głośnym newsem, a fani wyczekiwali na choćby pojedyncze zdjęcia Bena jako Duńskiego Księcia. Sztuka znana jest teraz jako najszybciej sprzedające się wydarzenie w historii Londyńskiego teatru. Bilety rozeszły się jeszcze zanim aktorzy przystąpili do prób czytanych. To pocieszające, że teatr, tak samo, jak klasyka także wraca do łask.
Nie tylko Cumberbatch ma swoje przedstawienie. Tym razem na tapetę wzięto mniej znany dramat Szekspira, a mianowicie Koriolan (Coriolanus). Przenosimy się do Rzymu, gdzie wygnany generał Kajus Marcjusz, który przyjmuje później przydomek Koriolan, walczy o odzyskanie Wiecznego Miasta. Głównym bohaterem sztuki wyreżyserowanej przez Josie Rourke z National Theatre był Tom Hiddleston i nie ma co ukrywać, że to kolejny aktor, który swoim nazwiskiem przyciąga tłumy widzów. Spektakl odniósł duży sukces, a Hiddlestone w swojej roli sprawdził się doskonale, o czym świadczy ponowna retransmisja sztuki przez Multikino, która odbędzie się 17 listopada. Bilet kosztuje 35 zł, więc warto się wybrać i zaznać trochę kultury w prawdziwym wydaniu.
Hiddlestona możecie kojarzyć z dosyć popularnego miniserialu historycznego The Hollow Crown, który jest adaptacją szekspirowskiej tetralogii, czyli kronik opowiadających losy czterech angielskich władców. Cykl zostaje zamknięty właśnie przez historię Henryka V, w którego wciela się popularny Brytyjczyk. W ramach ciekawostki – powstała kontynuacja, czyli The Hollow Crown: The Wars of the Roses, w której jako Ryszard III pojawił się wspomniany już Benedict Cumberbatch. Widocznie obaj panowie czują się dobrze w rolach kostiumowych.
Jednym z najczęściej ekranizowanych pisarzy jest Victor Hugo. Doczekał się ponad 74 adaptacji, w tym ponownej interpretacji Nędzników, która była jedną z głośniejszych premier 2013 roku. Szczególnie pod kątem Oscarów – musical otrzymał ich aż trzy, plus tyle samo Złotych Globów, jak i cztery nagrody od Brytyjskiej Akademii (BAFTA). Les Misérablesto przepiękna ścieżka dźwiękowa, zrobione z rozmachem scenografie, jak i kilka naprawdę genialnych kreacji aktorskich. Aktorzy, którzy wzięli udział w tym projekcie to same kinowe perełki – zawsze wyrazista Helena Bonham Carter, niczym wino — Hugh Jackman i znakomity Eddie Redmayne, groźny Russell Crowe, czy Anne Hathaway, która wywołała spore kontrowersje — sporo schudła do roli Fantine i obcięła włosy, jednak zamiast pochwał, szeptano, że Akademia trochę na siłę przyznaje jej statuetkę, a Hathaway zadziera nosa nieco za wysoko.
Już jakiś czas temu, bo w 2005 r. zekranizowano romantyczną powieść Jane Austen – Dumę i Uprzedzenie. Jest to jedna z najlepszych adaptacji, z idealną kreacją Elizabeth Bennet, stworzoną przez Keirę Knightley oraz z najprzystojniejszym Panem Dracy (Matthew Macfadyen), do którego wzdycha cały czas wiele fanek tego melodramatu. Oprócz obsady, największą zaletą obrazu są pięknie przedstawione krajobrazy oraz ścieżka dźwiękowa. Minusem, jak to przy współczesnych ekranizacjach bywa, jest to, że stanowią one dosyć odrębne dzieło przez bardzo luźne powiązanie z samą powieścią. Mimo wszystko to kolejna bardzo dobra adaptacja, która otwiera niektórych widzów na klasykę literatury.

Pozostając w tym przedziale czasowym, muszę wspomnieć o mało znanej ekranizacji z 2006 r., a mianowicie o Tristianie i Izoldzie. Obraz wyreżyserowany został przez Kevina Reynoldsa, traktującego kanon dosyć swobodnie. Jednakże film i tak wart jest obejrzenia, nie tylko za świetną rolę młodego Jamesa Franco jako Tristiana i Rufusa Sewell’a, który ujął mnie swoją interpretacją Lorda Marka, ale przede wszystkim za klimatyczną scenografię, kostiumy i ukazane krajobrazy. Ta ekranizacja ma swój urok, może nutkę kina typowo amerykańskiego, zrobionego z przepychem i klimatycznymi zdjęciami.
A teraz przeniesiemy się w bajkowy świat. Wszystko za sprawą Małego Księcia i jego pierwszej filmowej interpretacji, która podbiła serca milionów widzów. Momentalnie wydawnictwa ruszyły z drukiem nowych wydań tej pełnej metafor baśni dla dorosłych. Reżyser Mark Osborne wstrzelił się w gust widzów, dodając do znanej nam już historii Małego Księcia opowieść o Małej Dziewczynce, co sprawiło, że ktoś znający tę książkę może czuć się zaskoczony tym, jak przebiega odświeżona fabuła filmu. I było to dobre posunięcie, gdzie Osborne nadał obrazowi coś od siebie, tworząc z niego indywidualne dzieło filmowe. Będąc w tym wątku, wspomnieć należy o wyróżniającej się spośród innych, z listą kasowych aktorów na koncie produkcją Alicją w Krainie Czarów z 2010 r. w reżyserii Tima Burtona. Jednak akurat przy tym dziele bardziej skłaniam się ku starszej wersji Alicji, z 1995 r. lub też z 1999 r., gdzie mimo braku efektów czuło się magię ukazywanego świata.
Chodzą ostatnio słuchy, że nie kto inny, jak Johnny Depp ma zagrać w nowej wersji Ojca Chrzestnego. Wszystko jest na razie nieoficjalne i pobieżne, ale Wytwórnia Paramount Pictures podobno potwierdziła już takie zamiary. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, jednak niezmiennie jest to, że powieść opowiadająca losy nowojorskiej rodzinny mafijnej autorstwa Mario Puzo to kolejne ponadczasowe dzieło, które doczekało się mocnej adaptacji w reżyserii Francisa Forda Coppola. Współautorem scenariusza do filmu jest pisarz, co mogło przyczynić się do sukcesu tego obrazu. Ojciec Chrzestny to przede wszystkim przełomowa rola Al Pacino oraz Marlona Brando, jak i sceny, które wiele osób zna na pamięć. Mocne, wyraziste kino.
Jakiś czas temu napisałam artykuł Książka doskonałą podstawą dla filmu i wychodzi na to, że cały czas jest to aktualne. Kinematografia wciąż szuka inspiracji u swojej przyjaciółki po fachu, czyli Literatury. Jak widzimy, mimo komercjalizacji i amerykanizacji filmu jednak wraca się do klasyki, tworzy, to co teraz możemy obejrzeć u Brytyjczyków - sprawia też, że nie żałujemy wydanych pieniędzy na bilet, że możemy pochwalić się czymś młodszemu pokoleniu, dla którego nudna i nieciekawa historia, nagle wyda się atrakcyjna. I wtedy powiemy z dumą „zobaczcie, to jest nasze”.
 A Wy macie jakieś typy klasyków, które zostały zekranizowane lub powinny? 
Przygotowała: Gaba Rutana

Mały Książę - Antoine de Saint-Exupéry

by 19:50

Ta książka, którą można czytać na różnych etapach swojego życia. Pełna metafor, czekających na nowe interpretacje. Cudowna, krótka historia, dająca więcej niż nie jedne opasłe tomiszcza. Baśń, którą rozumie się jako osoba już dorosła. Ze stron wyłania się ukryte przesłanie – możemy je zauważyć lub też nie, aby dopiero za kolejnym razem, gdy będziemy ją czytać, powiedzieć sobie cholera, to ma sens. Wciąż aktualna, prawdopodobnie teraz nawet bardziej niż kilka lat temu, biorąc pod uwagę zabiegane społeczeństwo.
Czytając, możemy cieszyć się tekstem, ale także pięknymi ilustracjami, którymi nie mogę przestać się zachwycać. Wydawnictwo Znak postarało się i to bardzo, jeśli chodzi o samą oprawę książki. Cudowna! Okładka książki jest gruba, cała niebieska, zachowując klimat ilustracji – bardzo ładnie prezentuje się na półce. Prawie na każdej ze stron jest ilustracja, która nawiązuje do tekstu, dlatego ma się wrażenie, że widzi się rozgrywane sceny. Wspominałam już, że ilustracje są bajeczne? Tak? :-) Papier z tych lepszych, nabłyszczony i porządny. Czcionka jest duża, dlatego nie trzeba wysilać oczu, a będzie to też spore ułatwienie dla dzieci. Jeśli chcecie sprawić komuś prezent i nie wiecie, co kupić, to Mały Książę w takiej wersji będzie idealny – także i dla Was, jeśli wciąż nie posiadacie swojego egzemplarza.
Słodka, gorzka, wywołująca uśmiech, sentymentalna, autentyczna, smutna, dająca nadzieję, skłaniająca do przemyśleń – długo mogłabym tak wymieniać. Mały Książę to pozycja, którą każdy powinien mieć w swoim domu.
Pamiętam, jak czytałam ją w szkole, to w końcu jedna z lektur. Wówczas nie zrozumiałam, o co tak naprawdę chodzi – rozbawił mnie złotowłosy Książkę, rysowanie baranka, lis i róża. Dopiero teraz czytałam ją tak naprawdę – czytałam między wierszami, bo tam powinno się Małego Księcia przyswajać. To klasyk, dlatego też nie dziwi mnie, że cały czas do niego się wraca, czy to w filmie, czy w nowych wydaniach książkowych. Jest chyba tylko kilkanaście takich powieści na świecie, które nie zostaną zapomniane, a ta jest wśród nich.
Autor zawarł w Małym Księciu filozofię życia, która każe nam się zatrzymać i zwolnić. Dostrzec otaczające nas piękno, otaczających nas ludzi, tak nam bliskich i przez to wyjątkowych. To zabawne, że teraz tyle się słyszy o slow life, o minimalizmie, o zaprzestaniu biegowi ku karierze, bogaceniu się… I nagle wraca do nas ten styl życia właśnie w tej cienkiej książeczce. Moim zdaniem to magia literatury, tego, że pisarz w jakiś ponadrealny sposób mógł przewidzieć, to, że akurat ta historia jest potrzebna społeczeństwu i że za kilka lat będzie wciąż aktualna.
Zdania o Małym Księciu są podzielone: jedni chwalą to, że zawiera w sobie mądrość życiową, a inni uważają, że metafory i przesłanie w nim zawarte są oklepane, sentymentalne i nie odnoszą się do rzeczywistości. Uważam, że nie potrzebnie wielu czytelników popada w skrajność, odczytując nieraz bardzo dosłownie Małego Księcia. Trzeba się wyśrodkować, docenić także całkiem przyjemną historię, a zaraz potem zastanowić się, czy uważamy tak często cytowane „Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu” za tylko wyświechtany frazes, czy może jednak za coś pięknego, prawdziwego? Może w dziele Antoine de Saint-Exupéry jest sporo dziecięcej naiwności, że wszystko będzie dobrze, co jak wiemy, zwykle jest tylko pustym zdaniem, ale zawiera w sobie również mnóstwo autentyzmu i porad, które wiele osób powinno wpleść w swoją codzienność. Bo jak szybko zapominamy, tak jak Mały Książę, że jesteśmy za kogoś odpowiedzialni?
To pozycja dla czytelników w każdym wieku. Powtarzając jednak za większością opinii, z jakimi się spotkałam: do tej książki się dorasta. Nie jestem pewna czy ja do niej dorosłam, może za kilka lat zrozumiem, że jednak to nie był ten właściwy moment, abym w pełni ją zrozumiała? Dlatego cieszę się, że mam swój egzemplarz Małego Księcia, po który będę mogła w każdej chwili sięgnąć i sprawdzić, czy to już, teraz zrozumiem co Antoine de Saint-Exupéry miał na myśli, pisząc tę baśń…
Ocena: 5/5
Recenzowała: Gaba
Za możliwość przeczytania książki dziękuję,
INFORMACJE: 
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo Znak
Kategoria: baśń, filozoficzna, literatura dziecięca 
Liczba stron: 112
Kilka moich ulubionych ilustracji: 

Ten jeden dzień - Gayle Forman

by 19:51

Przez wieczność i jeden dzień.
Szekspir jest w tej powieści na jej początku i końcu, zamykając tę niezwykłą historię swojego rodzaju klamrą. To książka o tym, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje naprawdę. Rozmiękczy serca najbardziej zagorzałym krytykom romantyzmu. Bo taka właśnie jest, na wskroś romantyczna, pełna marzeń, cudownych obrazów, słów, ale także smutku, goryczy niezrozumienia, nieznośnego losu, który zawsze robi nam na złość. Nie mogłam się od niej oderwać, a teraz nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Wychodzi na to, że pisarze to cwane bestie, wiedzą jak uwieść czytelnika. A Forman jest w tym coraz lepsza.
- Nic by z tego nie wyszło – kończę. – Zupełnie nie znam Paryża.
Chłopak zerka na zegarek. I naraz, uderzenie serca później, zwraca się do mnie:
– Ale ja znam.
Czy jeden dzień może zmienić całe życie? Allyson jest cichą dziewczyną, której przyszłość została starannie zaplanowana. Gdy wyjeżdża na wakacje do Europy, nawet nie podejrzewa, że z poukładanej, spokojnej Allyson zamieni się w spontaniczną, romantyczną Lulu. A wszystko przez Willema, chłopaka, którego poznanie wywróci jej świat do góry nogami. Razem, pod wpływem chwili i oczywistego uroku Willema wyjeżdżają do Paryża. Ta szalona, wymykająca się uporządkowanym planom podróż otworzy oczy Allyson na to w jak zamkniętym świecie dotychczas żyła. Piękny, klimatyczny Paryż, cudowni bohaterowie, podróże i wymykający się czas – to wszystko znajdziesz w powieści, która całkowicie mnie oczarowała.
Gayle Forman lubi, gdy w jej książkach jest jakiś motyw przewodni. W Zostań, jeśli kochasz była to muzyka. Tutaj bez wątpienia na główny plan wysuwa się brytyjski bard, czyli Szekspir oraz niezapomniany Paryż. Udało jej się stworzyć klimatyczną powieść, taką, która ciekawi nie tylko samymi bohaterami, ale także plastycznymi opisami scenerii, niemal je dla nas malując, a przy tym jeszcze zaraża pasją do dzieł Szekspira i przybliża nam Francję, jakiej jeszcze nie znaliśmy… To kolejna autorka, której mogę bezgranicznie zaufać i przed zakupem książki nie muszę nawet czytać jej opisu, żeby wiedzieć, że będzie niesamowita.
- Wy, Amerykanie, jesteście tacy brutalni. Pochodzę z Holandii. Najgorsze, co mógłbym zrobić, to ją przejechać rowerem.
– Będąc na haju! – dodaje Melanie.
– Okej, to możliwe – przyznaje Willem.
Nie jestem fanką przesiąkniętych romantyzmem powieści, który aż się nich wylewa, tak, że cała historia staje się mdła i przewidująca. Zdecydowanie nie. Jednak w Ten jeden dzień mimo wyraźnej wielkiej historii miłosnej, mamy coś, co sprawi, że nie jest ona sztuczna. Może przez to, że czasami jest zabawnie, że postaci dogryzają sobie wzajemnie, aby zaraz spoważnieć i powiedzieć coś, co kompletnie rozwala czytelnika? Dużym plusem jest podział książki, gdzie tak naprawdę relacja pomiędzy bohaterami jest na jej początku, a później możemy obserwować przemianę Allyson, to, jak w końcu podejmuje decyzję. To nie jest też łatwa książka, bo opowiada o trudnych relacjach matki z córką, o tym, żetrzeba żyć własnym życiem, mimo że nie jest to takie łatwe.
Pokazał mi, jak się zgubić, a potem ja sama pokazałam sobie, jak siebie odnaleźć.
Dużo w niej także sztuki, choć nie atakuje ona czytającego z każdej strony. Autorka subtelnie i ciekawie ukazuje nam Szekspira. Dalej – kocham tę powieść za przedstawienie motywu podróży i może brzmi to niczym z opracowania szkolnego, ale tutaj ma to swój magiczny, piękny i cholernie inspirujący przekaz. Aż chce się zabrać plecak i wyjechać do Paryża, Amsterdamu, czy gdzie nas wiatr poniesie. Uczy, że czasem warto się po prostu zgubić, aby odnaleźć to, co się szukało w danym miejscu, czyli jego życie.
Może nie chodzi o to, żeby wyglądać sexy dla facetów, tylko czuć się zauważanym; wiedzieć, że dane miejsce puszcza dla ciebie oko, że cię akceptuje.
Styl jest lekki, bardzo obrazowy. Tak samo z emocjami, wylewają się z tej książki, można niemal poczuć szczęście, niepewność, tęsknotę… Dużo fragmentów jest po francusku, jeśli znacie ten język będzie, to dla Was pewnie dodatkowa radość. Dla tych, którzy tak samo, jak ja nie potrafią nawet przedstawić się po francusku – nie obawiajcie się, autorka płynnie w zdania wplotła ich tłumaczenia. Dacie radę!
- Żeby z n a l e ź ć przyjaciela… – zaczyna.
– Trzeba b y ć przyjacielem – kończę (…).
Nie lubię aż za bardzo chwalić książek, ale nie potrafię tutaj wskazać czegoś, co mi się nie podobało. Może wolę zagraniczną wersję okładki? To w sumie nieistotne, bo polska też jest całkiem niezła, utrzymana w bieli, niczym Zostań, jeśli kochasz i Wróć, jeśli pamiętasz.
Jestem pod wrażeniem i cóż, jeszcze długo będę – teraz czekam z niecierpliwością na drugi tom, który ukaże się 6 października. Chcę go już, natychmiast! Zakończenie, jak wspomniałam, jest dosyć urwane, co chyba jest cechą książek tej autorki. Z jednej strony to lubię, bo teraz czuję trochę rozbita, cała podekscytowana, ale też zżera mnie ciekawość.
- Istnieje olbrzymia różnica, Lulu, pomiędzy z a k o c h a n i e m się w kimś i k o c h a n i e m kogoś.
Czuję, jak twarz robi mi się gorąca i nie bardzo rozumiem czemu.
– Czy to nie sekwencja: B wynika z A?
– Musisz się zakochać, żeby kogoś kochać, ale zakochanie się to nie to samo, co kochanie kogoś.
Co jeszcze bardzo mi się podobało? To, że Ten jeden dzień jest kopalnią ciekawostek na temat różnych państw, szczególnie Francji i Holandii. Mały przejazd po Europie i USA.
To nie tylko książka dla młodzieży – z pewnością przekona do siebie nie jedną dorosłą kobietę. Paryż, szalone decyzje, miłość, jazda na jednym rowerze we dwoje, pyszne makaroniki, Szekspir, ach ci Holendrzy, przyjaciele, choć nieco dziwni – to wszystko i jeszcze więcej odnajdziesz w Ten jeden dzień. Polecam, czytajcie, bo Gayle Forman spisała się po raz któryś z n a k o m i c i e.
Ocena: 5/5
Recenzowała: Gaba
Informacje:
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Cykl: Ten jeden dzień, #1
Kategoria: młodzieżowa, romantyczna
Liczba stron: 379
\
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.