Featured

8/Recenzje książek/custom

Cień w żarze - Jennifer L. Armentrout. Cykl: Z ciała i ognia (tom 1)

by 07:51

 


Kolejny cykl, jak ja się cieszę! Świat pełen bogów, magii i walki o władzę znany nam z trylogii „Krew i popiół”. Autorka postanowiła rozwinąć swoje uniwersum o kolejne książki. Armentrout zaskoczyła mnie ciekawie zbudowaną fabułą, pełną szczegółów i ukrytych znaczeń, oraz skomplikowanym wątkiem romantycznym. W jej powieściach bohaterowie nigdy nie mają łatwo, jeśli chodzi o związki. Nie obyło się bez kilku potknięć, ale mimo wszystko po raz kolejny dałam się wciągnąć w to uniwersum. Też tak macie, że czasami za bardzo nie zwracacie uwagi na styl, sposób wyrażania się bohaterów i inne szczegóły, bo po prostu podobają wam się ukazany świat, chemia pomiędzy postaciami i pomysły autorki na rozwój fabuły? W przypadku książek Armentrout mam właśnie takie odczucie – może nie do końca wszystko jest perfekcyjne, ale jednak ja to kupuję.

Życie Sery zostało zaplanowane: jest Wybraną, która ma stać się Małżonką Pierwotnego Śmierci. Taka jest oficjalna wersja. Nieoficjalnie jej kraj umiera i jedynym ratunkiem zostaje zgładzenie jej przyszłego męża. Dlatego od urodzenia szkolona jest na najlepszą zabójczynię. Jeden warunek cały czas ją martwi. Aby zgładzić Pierwotnego – najpierw powinna go w sobie rozkochać. Niestety Sera ponosi porażkę podczas ich pierwszego spotkania. Jej status ulega pogorszeniu, a Sera musi uważać na tych, którzy chcą ją wyeliminować. Wszystko zmienia się, gdy przypadkowo poznaje boga, który… chce ją uratować.

Czy aby przeczytać „Cień w żarze”, należy znać wcześniejsze książki autorki? Niekoniecznie, bo jest to całkiem odrębna historia. Pojawiają się małe odniesienia, dla fanów są one dodatkowym smaczkiem, gdy łączy się kropki w całość i wyłapuje takie szczegóły, ale spokojnie można czytać „Cień w żarze” bez znajomości „Krwi i popiołu”.

Podoba mi się ukazanie rozwoju bohaterki – rozpoczyna ona od kogoś, kto musi walczyć o życie, być poddanym innych, balansować na granicy życia i śmierci, cały czas zachowując charakter, upór i wierząc w swoją siłę. Armentrout pokazuje nam świat mężczyzn, jednak udaje jej się przemycić na sam koniec przesłanie: w kobietach jest siła. I już wiem, że drugi tom będzie pełen zwrotów akcji – zakończenie to rozwikłanie kilku zagadek, ale także postawienie przed nami kolejnych pytań. Jestem ciekawa, jak dalej zostanie poprowadzona fabuła. Przydałoby się więcej napięcia pomiędzy Serą a Nyktosem. W tym tomie była tak naprawdę jedna mocna scena, gdzie czuło się namiętność, ale także rozdarcie bohaterów, ich emocje, osobowość – miała ona ogromny potencjał. Podobają mi się także drobne szczegóły, które zauważa Sera, to, że Nyktos zachował się szarmancko, mimo że wcale nie musiał – ta relacja jest niejasna, skomplikowana i już nie mogę się doczekać, w którym kierunku podąży nasza para bohaterów.

Czasami miałam wrażenie, że utknęłam w danym punkcie – winą jest tutaj trochę styl autorki. Początek jest dosyć obszerny i wielu czytelników może nie wszystko od razu zrozumieć i połączyć w całość. Pojawiło się dużo opisów, narracja prowadzona jest z punktu widzenia Sery, przez co mamy sporo niepotrzebnych wynurzeń. Dialogi czasami giną w ilości opisów, a szkoda, bo są wyraziste i to one budują napięcie pomiędzy postaciami. Na minimalizacji opisów zyskałyby także sceny akcji, które aktualnie zbyt długo trwają, nie mają odpowiedniej dynamiki i pod koniec ma się wrażenie, że coś, co trwało kilka sekund, bardzo rozciągnęło się w czasie. W dialogach czasami mamy wulgaryzmy i myślę, że dodają one nutkę bezczelności, podkreślają charakter postaci i, cóż, danej sceny. Jednak jestem świadoma, że nie każdemu będą one pasować. U mnie niejednokrotnie wywołały uśmiech i chęć powiedzenia „tak, dokopcie im!”.

Mamy sporo różnych wątków, skomplikowanych nazw, imion, zasad, jakie obowiązują w tym świecie – książka jest rozbudowana i można się zagubić. Już przy wcześniejszych pozycjach pomyślałam, że przydałby się jakiś słowniczek na koniec. Na pewno byłby pomocny. I ponownie mamy małą czcionkę – trochę niekomfortowo czyta się tak obszerne książki z tak małą czcionką. Apel do wydawnictwa – większa czcionka dla okularników!

„Cień w żarze” ma podobny klimat do „Krwi i popiołu” – wyczuwalna jest atmosfera widma wojny, tego, że szykuje się coś większego, co może przerosnąć wyobrażenia bohaterów. Podoba mi się spójność książek autorki. Nie jest to powieść oderwana od innych, mamy tutaj rozszerzenie naszego wyobrażenia bogów, wybranych i śmiertelników. Ten świat ma ogromny potencjał, Armentrout nakreśliła tak wiele pobocznych opowieści, legend, że teraz ma przed sobą wiele możliwości. Sama historia jest rozbudowana, liczba wątków, pobocznych postaci, które są wyraziste i mocne, opisy miejsc, które kojarzą się nam z mitologią – to wszystko składa się na trochę mroczny, ale także fascynujący obraz, który pisarka plastycznie przelała na papier.

Akcja poprowadzona jest w taki sposób, że na końcu zawsze dzieje się coś, co po prostu zostawia nas z ochotą sięgnięcia od razu po drugi tom. Tak, autorka także dała nam popalić z szokującymi finałami w „Krwi i popiele”, tutaj widzę, że także konsekwentnie serwuje ostatnie rozdziały pełne wrażeń. Historia zdecydowanie przyśpiesza pod koniec, więc uważnie czytajcie, bo sporo się dzieje!

„Cień w żarze” ukazuje nam niesprawiedliwy świat, pełen bólu i walki, ale także namiętności, nadziei i determinacji. Sera to bohaterka, której historia was zaskoczy – jest nieodgadniona, sama nie wie, co się w niej kryje i jaką moc posiada. Zakończenie zwali was z nóg, autorka potrafi wywołać szok w czytelniku. Jeśli lubicie złożone powieści fantastyczne, z nutką mitologii, zawiłe historie bohaterów, ukryte znaczenia i przepowiednie, nieoczywiste wątki miłosne – to „Cień w żarze” spełni te wymagania. Książkę także dobrze się czyta, nie zrażajcie się czasem dużą liczbą opisów – gdy już faktycznie wgłębicie się w opowieść Sery, to będziecie chcieli czytać dalej. A dalej jest tylko lepiej!

Książkę otrzymałam przy współpracy z portalem,

Lubimy Czytać


Pozdrawiam zaczytanie,

Gaba

Zapraszam na mój profil, znajdziesz tam książki, które aktualnie czytam i zapowiedzi, które warto obserwować.  

Dodaj mnie do znajomych: Recenzje Gaby

 

________

* *cytat z „Cienia w żarze” Jennifer L. Armentrout

 

Crush. Zniszczenie - Tracy Wolff. Drugi tom serii - recenzja

by 07:43

 

Lubię być zaskakiwana podczas czytania. I tak też stało się w tym przypadku. Druga część serii Tracy Wolff o Akademii Katmere wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Znajdziecie w niej o wiele więcej zwrotów akcji, jeszcze bardziej skomplikowany wątek miłosny i szersze spojrzenie na świat stworzony przez autorkę. To już nie tylko zimna Alaska – niebezpieczne misje bohaterów przenoszą nas do całkiem nowych zakątków.

Miałam dziwne wrażenie, że podczas wydruku na samym początku ucięło kilka słów wstępu. Bo nagle wpadamy w środek fabuły, gdy Grace idzie szkolnym korytarzem, a wszyscy spoglądają na nią, jakby zobaczyli ducha. Okazuje się, że spotkanie z Hudsonem miało swoje konsekwencje: Grace znikła i nawet ona sama nie wie, co się wydarzyło, bo nic nie pamięta. Kiedy myśli, że już będzie dobrze i jakoś to sobie poukłada – wraca Hudson. Do tego wszystkiego Członkowie Kręgu walczą o władzę, widmo wojny coraz bardziej przeraża bohaterów, a Grace jest w samym środku tego chaosu.

Hudson to powiew świeżości w tej serii. Przynajmniej do tej pory. Z pewnością zmienił on dynamikę pomiędzy Grace i Jaxonem. Posiada moc, ironiczne poczucie humoru i jest tym czarnym charakterem, który wywołuje pisk zachwytu. Ten wątek przypomina mi bardzo „Dwory” Sarah J. Maas i dlatego też nie mogę doczekać się kontynuacji.

Widać rozwój postaci Grace, to, że zmienia się z zalęknionej oraz nieśmiałej dziewczyny w niezależną kobietę. Jej związek z Jaxonem przez to się komplikuje, bo nagle Grace ma swoje zdanie, nie pozwala, aby chłopak nią rządził. Jaxon posiada silny instynkt opiekuńczy względem Grace. A ona nie potrzebuje już dużego, silnego faceta, który ją obroni. I to mi się podoba – pisarka wychodzi poza schemat relacji romantycznej, którą znamy z innych książek.

Muszę przyznać, że tyle działo się w książce, że chciałam ją jak najszybciej przeczytać. Mamy wiele ciekawych wątków, pisarka wplotła w niektóre dialogi kilka sugestii co do tego, jak dalej może potoczyć się fabuła – szczególnie relacje pomiędzy bohaterami. Poznajemy bliżej np. Flinta. I przy nim pojawia się pewien pytajnik, dlatego jestem ciekawa, jak dalej potoczą się jego losy.

Książka obfituje w dialogi, sceny akcji i podczas czytania na pewno nie będziecie się nudzić. Mam jedno zastrzeżenie. W tej pędzącej fabule nagle jesteśmy tutaj, a nagle tam, i musimy wykonać zadanie – jest jednak sporo chaosu. Czasami aż za dużo się dzieje. Brakowało mi złapania oddechu – pojawiają się fragmenty, które są takimi przerywnikami, ukazaniem normalności, jak np. wieczorne rozmowy Grace z kuzynką, ale jest tego zdecydowanie zbyt mało. Ta dziewczyna chodziła do szkoły, a mam wrażenie, że była tylko na jednej lekcji. Przychodzi mi na myśl Rowling i seria o Harrym Potterze o podobnym akademickim klimacie. Wiele się tam dzieje, ale jednak pojawia się jakaś szkolna rutyna, znamy profesorów i tak dalej. Tutaj mamy kilka głównych postaci, dyrektora i brakuje tego tła codzienności. Jesteśmy rzucani od jednej scenki akcji do drugiej.

Spektakularne zakończenie? Tak, Tracy Wolff lubi szokować swoich czytelników. I w tym przypadku zamknęłam książkę z jedną myślą: ale będzie się działo! Uwielbiam takie zwroty akcji, gdy za sprawą jednego zdania cała fabuła wywraca się do góry nogami. Dla czytających pierwszą część serii „Crave” – śmiało sięgajcie po „Crush”, bo historia Grace ma ogromny potencjał. I zapowiada się, że to dopiero początek jej drogi.

 

Książkę otrzymałam przy współpracy z portalem,

Lubimy Czytać


Pozdrawiam zaczytanie,

Gaba

Zapraszam na mój profil, znajdziesz tam książki, które aktualnie czytam i zapowiedzi, które warto obserwować.  

Dodaj mnie do znajomych: Recenzje Gaby

 

Pożoga - Ilona Andrews, czyli przygoda, miłość i magia!

by 07:31

 

Jedna potrzebująca eks, egocentryczna babka i propozycje matrymonialne w związku z ubieganiem się o status Magnusa. Cóż, to dopiero początek kłopotów i wyzwań postawionych przed naszą bohaterką. Czy sobie poradzi? Z Roganem i rodziną, która stoi za nią murem – Nevada nie ma wyjścia. W końcu doczekałam się trzeciej części „Ukrytego dziedzictwa”! Uwielbiam klimat wszystkich książek autorów. Po pochłonięciu trzeciej i z zapowiedzi ostatniej części trylogii nasuwa mi się pytanie – czy będzie kontynuacja? Bo, moi drodzy, zakończenie mamy całkiem otwarte. Moja ciekawość ponownie odżyła, dlatego ucieszyłam się na potwierdzenie od wydawnictwa, że kolejny tom zaplanowany jest na przyszły rok, a jego główną bohaterką będzie Catalina, siostra Nevady. Mają pojawić się także nowe postaci!

Przejdźmy do fabuły. Tym razem kłopoty się nawarstwiają. Nevada w celu ochrony przed babką stara się o tytuł Magnusa. Obserwowanie tej procedury było fascynujące i pozwoliło nam wejść do skomplikowanego świata polityki oraz wielkiej magii. Status społeczny Nevady od razu podskoczył, stąd pojawiło się też grono zainteresowanych mężczyzn. I tutaj mamy pierwszą ryskę na jej związku z Roganem. Następna to jego była narzeczona, która nagle potrzebuje pomocy i to właśnie od Nevady. Przed nią kolejne trudne śledztwo, które może przypłacić nawet życiem. A Rynda jest piękna i bezbronna, a do tego świetnie dogaduje się z Roganem, który chce chronić ją i jej dzieci. Dlatego w relacji Rogana i Nevady bardzo, ale to bardzo iskrzy! Dzięki temu mamy w książce kilka ekscytujących momentów. Postawienie tylu przeszkód przed bohaterami sprawia, że my, czytelnicy, się nie nudzimy. A w przypadku tak silnych temperamentów uwierzcie, dzieje się!

Pisarze bardzo ciekawie potrafią budować swoje światy, ale mają także nietypowe i oryginalne pomysły na rodzaje magii. W „Pożodze” dowiadujemy się nieco więcej o samej magii pozostałych postaci, jak Leon, siostry Nevady czy jej ojciec. A sposób ukazania bohaterów jest jak zwykle genialny. Autorzy mają lekki styl, niestraszne im skomplikowane sceny akcji, a w każdej z nich potrafią zaszyć swoje ironiczne poczucie humoru. Bardzo płynnie opisują magię i świat. Jak mówią w wywiadach, dzielą się dialogami – Ilona odpowiada za dialogi kobiet, a Andrew za dialogi męskich bohaterów. I to się sprawdza, bo ich dialogi są żywe, naturalne i świetnie się je czyta.

Jestem wielką fanką serii o Kate Daniels. Dlatego musiałam sięgnąć także po „Ukryte dziedzictwo”. Spodziewałam się magii i dobrego poczucia humoru. Dostałam o wiele więcej – inspirującą bohaterkę, romans pełen namiętności, iskrzącą się silną magię, która powala na kolana, fabułę przepełnioną akcją i postaci, które od razu polubiłam. W tej serii jest tyle dobra, tyle pozytywów, że jedyne, co mogę o niej powiedzieć – bierzcie w ciemno, bo te książki to złoto! Ilona Andrews to mój literacki pewnik, wszystko, co wychodzi spod ich pióra, jest doskonałe. Potrafią wciągnąć mnie do swojego świata od pierwszych stron, budując złożone uniwersum, które zostaje w pamięci i do którego z chęcią wracam.

Przygoda, miłość i magia. Tak mogę podsumować tę książkę. Jest w niej wiele akcji, cały czas coś się dzieje, autorzy stawiają przed Nevadą wiele wyzwań, niebezpieczeństw, a ona jak lwica walczy o swoją rodzinę, związek i przyszłość rodu. Jeśli macie tę książkę przed sobą, to zróbcie kubek dużej czarnej kawy i przygotujcie się na zarwanie nocki, bo „Pożoga” porwie was i nie wypuści!

 

Książkę otrzymałam przy współpracy z portalem,

Lubimy Czytać


Pozdrawiam zaczytanie,

Gaba

Zapraszam na mój profil, znajdziesz tam książki, które aktualnie czytam i zapowiedzi, które warto obserwować.  

Dodaj mnie do znajomych: Recenzje Gaby

 

Darkfever - Karen Marie Moning. Kroniki Mac O’Connor (tom 1) - recenzja

by 08:10

 

Pierwsze wydanie „Darkfever” w oryginale przypada na 2007 rok. Aktualnie You&YA wydało nowe tłumaczenie książki w przyciągającej wzrok okładce. Po opiniach czytelników widzę, że seria „Fever” ma wielu fanów. Mnie skusił opis, zapowiedź ciekawego urban fantasy i fakt, że kocham wielotomowe powieści. Książka porównywana jest do uwielbianych przeze mnie powieści duetu Ilony Andrews czy twórczości Sarah J. Maas. Czy słusznie? Szczerze, powiedziałabym, że brakuje jej dużo do pozycji tych autorów. Jednak muszę dać „Darkfever” delikatną taryfę ulgową. Bo wracając pamięcią do roku 2007, to wtedy tego rodzaju powieści dopiero raczkowały, a tematyka urban fantasy fascynowała nas w każdej formie. Dlatego myślę, że dla wielu czytelników duże znaczenie ma tutaj sentyment. Czytając pierwszy tom „Fever”, także i ja go poczułam.

Jej siostra została zamordowana w Dublinie. Tego Mac jest pewna, dlatego wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż, aby dowiedzieć się, kto zabił Alinę. Odkrywa jednak dużo więcej, niż się spodziewała – zaczyna widzieć przerażające kreatury ukryte w ludzkich ciałach. Okazuje się, że nieświadomie wkroczyła w całkiem nowy świat i wojnę pomiędzy Seelie i Unseelie, toczącą się tuż pod nosem ludzi. Mroczne czy Świetliste Fae, wampiry, tajemnicze relikwie. I przystojny kolekcjoner antyków Jericho Barrons, który postanawia pomóc Mac. Razem mają odnaleźć Sinsar Dubh, Mroczną Relikwię, która stanowi rozwiązanie zagadki śmierci jej siostry. Czy Mac może zaufać Barronsowi? Jedno jest pewne – musi uważać na to, co czai się w ciemności.

Uwielbiam świat Fae i zawsze z chęcią sięgam po książki, dzięki którym mogę ponownie zagłębić się w to uniwersum. Tutaj jest ono dosyć rozbudowane, przez co na początku wydawało mi się skomplikowane. Trudne nazwy gatunków, kto jest kim – mrocznym czy tym dobrym, jakie ma cechy i jak może zabić naszą bohaterkę. Tych informacji pojawia się naprawdę sporo w dosyć cienkiej książce. Były one przytłaczające na samym starcie, przedstawione w nieco chaotyczny sposób, przez co nie mogłam wczuć się w klimat mrocznych ulic Dublina. A muszę przyznać, że tło książki autorka wybrała sobie doskonałe. Irlandia, Dublin, mroczna księgarnia – ma to w sobie coś magicznego. Najbardziej jednak przeszkadzał mi sposób narracji, który prowadzony był przez główną bohaterkę. Mamy mało dialogów, za to dużo opisów, przy których wynudziłam się jak mops. Naprawdę przydałoby się tutaj zmniejszenie wewnętrznego słowotoku głównej bohaterki.

Mam nadzieję, że jak już wiemy mniej więcej, kto jest kim i dlaczego mamy się go bać, w kolejnych częściach liczba opisów zostanie zmniejszona i dostaniemy więcej akcji, dialogów, postaci drugoplanowych oraz interakcji Mac z Barronsem. Na razie kręcimy się wokół Mac i Jericha Barronsa. Cały czas biorę poprawkę na to, że pierwszy tom jest przedsmakiem kolejnych części, dlatego liczę na to, że autorka rozbuduje nieco drugoplanowe postaci, pojawi się więcej klimatu Irlandii, jej legend, oraz dowiemy się więcej o rodzinie Mac.

Jak już pewnie się domyśliliście, mamy tutaj motyw slow burn oraz hate to love. Relacja Mac i tajemniczego kolekcjonera sztuki rozwija się jednak bardzo powoli. Barrons pojawia się i znika. Muszę przyznać, że jest go mało w pierwszej części, więc nie do końca jeszcze wyraźnie widzę tę postać. Dopiero pod koniec poczułam iskrę pojawiającą się pomiędzy nim a Mac. Z pewnością to wątek, na który czekam i za sprawą którego skuszę się na przeczytanie drugiego tomu.

Czy warto przeczytać „Darkfever”? To książka dla wielbicieli młodzieżowych serii urban fantasy. Ta pozycja mocno kojarzy mi się z duchem fan fiction, z czasami, gdy każdy wymyślał jakieś ciekawe historie. Seria „Fever” ma sporo wad, to pewne, nie będę tutaj zachwycać się lekkim stylem czy błyskotliwymi dialogami. Pojawia się kilka ironicznych rozmów pomiędzy bohaterami i są one jak powiew świeżości. Tego chcę więcej w kolejnej części: więcej akcji, magii Dublina i rozwijającej się chemii pomiędzy bohaterami.

 

Książkę otrzymałam przy współpracy z portalem,

Lubimy Czytać


Pozdrawiam zaczytanie,

Gaba

Zapraszam na mój profil, znajdziesz tam książki, które aktualnie czytam i zapowiedzi, które warto obserwować.  

Dodaj mnie do znajomych: Recenzje Gaby

Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.