Uwaga! To może być miłość, Mhairi McFarlane – moje największe zaskoczenie

by 18:19

Kupiłam tę książkę jako wersję kieszonkową. Wydawała mi się bardzo niepozorna i w zamiarze miała być typową lekturą na rozluźnienie. Okazało się jednak, że Mhairi McFarlane nie tylko mnie wzruszyła, ale także rozbawiła i skłoniła do przemyśleń. Nagle mała książeczka, na którą wydałam tylko jedenaście złotych, stała się jedną z moich ulubionych powieści.
Anna Alessi pracuje jako asystentka w dziedzinie historii bizantyjskiej, równocześnie szuka tego jedynego. Nie ma dużych wymagań, chce, żeby był inteligentny i romantyczny. Niestety spotyka samych dziwaków, a jej randki to jedna wielka katastrofa. Jednak i tak nie narzeka – ma pracę, którą kocha oraz oddanych przyjaciół. Niespodziewanie w życiu Anny pojawia się James Fraser, który w przeszłości bardzo ją upokorzył. Nagle okazuje się, że James nie jest już wrednym nastolatkiem, stał się miły, kulturalny, uprzejmy i o dziwo inteligentny. Anna nie jest w stanie obdarzyć go zaufaniem, ale jak wiemy, los lubi płatać czasem figle…
To romans, trochę komedia, ale przede wszystkim poruszająca historia młodej kobiety, która po traumatycznych przejściach w szkole, próbuje odnaleźć się w dorosłym życiu. Co więcej, dzięki przypadkowemu spotkaniu z Jamesem, wszystkie wspomnienia i wątpliwości do niej wracają. Jak sobie poradzi? Zakopie się pod kocem i będzie udawała, że nie istnieje? Czy jednak uwierzy w siebie i zmierzy się ze swoją przeszłością?
Największymi zaletami książki McFarlane jest inteligentny humor, skomplikowany wątek miłosny oraz wyraziste postaci. Autorka nie pominęła również bohaterów pobocznych, którzy wiele wnoszą do fabuły.Przede wszystkim wzbudzają kontrowersje — raz się ich uwielbia, a zaraz ma ochotę udusić. Podoba mi się, że główna bohaterka nie jest czarno-biała. Ma swoje wzloty i upadki, ale również wykazuje się siłą, spokojem ducha i opanowaniem w sytuacjach bardzo trudnych. Jest też trochę nieprzewidywalna, nie sposób odgadnąć, jak się zachowa w określonych momentach. To złożona postać – inteligentna, pełna ciepła, odpowiedzialna, odważna jak diabli, jak i cechująca się ironicznym poczuciem humoru, które bardzo mi się spodobało. Tak samo James, z jednej strony ma wiele za uszami, ale równocześnie wywołuje pewien smutek – myślałam, że go nie polubię, a okazało się, że jego zachowanie zburzyło całe moje wcześniejsze założenie.
To powieść, od której nie sposób się oderwać. Ma w sobie głębie, naturalne i przenikliwe dialogi. Niektóre fragmenty niosą wiele prawdy życiu i relacjach między ludźmi. Za atrakcyjną historią – mamy przecież rodzący się romans – kryje się wiele emocji oraz przeżycia bohaterów, ich przemyślenia i rozterki. Autorka nie skupiła się tylko na postaci kobiecej. Podobną ilość miejsca w książce poświęciła Jamesowi, na czym zyskała fabuła — historia stała się bardziej złożona, przez co również ciekawsza. Czy w cienkiej książce można stworzyć pełnowymiarowych bohaterów? Okazuje się, że tak i McFarlane udało się to świetnie.
To jedna z lepszych książek, jakie czytałam w tym roku. Nie jest zwykłą historią o miłości, znajdziecie w niej wątki miłosne, obyczajowe, jak i komediowe.
Autorka nie prowadzi historii w typowy sposób. Z jednej strony domyślamy się zakończenia, ale i tak cały czas trwamy w napięciu, że może wydarzy się coś niespodziewanego. I tak też się dzieje, McFarlane zaskakuje nie tylko zwrotami akcji, ale i nietuzinkowymi bohaterami. 
Czasem pożeramy książki. Czytamy pierwszą stronę i nagle tak wciągamy się w fabułę, że nie zauważamy upływu czasu. Nagle jest już koniec, a my zgodnie ze znanym powiedzeniem nie wiemy co zrobić z własnym życiem. Takie odczucia miałam przy tej pozycji, co jest jej najbardziej wiarygodną rekomendacją. McFarlane napisała inteligentną, głęboką i pełną emocji powieść. Drogie Panie, „Uwaga! To może być miłość” jest pozycją w sam raz dla Was – kupujcie, pożyczajcie z biblioteki lub od przyjaciół, bo warto!
Teraz koniecznie muszę przeczytać „Nie mów nic, kocham cię”, czyli kolejną książkę tej autorki. Może ją znacie i wiecie czy warto? 
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana (Gaba)
INFORMACJE:
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo Pascal
Tłumaczenie: Belczyk Arkadiusz
Kategoria: komedia romantyczna

Rekiny biznesu w mediach. Sztuka kreowania profilu publicznego, Aleksandra Ślifirska – wyrusz na szerokie oceany!

by 18:24

Długo szukałam profesjonalnej, ale zarazem ciekawej książki o budowaniu profilu publicznego. Większość pozycji była kalką utartych sloganów, nie wyróżniała się niczym oryginalnym. „Rekiny biznesu w mediach” to książka bardzo praktyczna i inspirująca. Opiera się na wiedzy osób pracujących w branży, mających doświadczenie, charyzmę i silną oraz rozpoznawalną markę. To istotne, aby wiedza nie była tylko teoretyczna. Na własnym przykładzie wiem, że nie lubię uczyć się z definicji, o wiele bardziej wolę realne case study.
„Rekiny biznesu” są kontynuacją bestsellera PWN z 2014 roku – „Medialne lwy dla rekinów biznesu. Sztuka świadomego wykorzystania mediów”.
Autorka książki, Aleksandra Ślifirska miała trudne zadanie – musiała zdobyć zaufanie swoich rozmówców. Myślę, że odniosła sukces. Pozycja ta pełna jest porad, ćwiczeń, cytatów, schematów oraz łatwych do zapamiętania grafik.
Książka to rodzaj poradnika. Dotyczy kreowania profilu publicznego, jak i budowania pozycji lidera w mediach oraz w swojej branży. Po „Rekiny biznesu w mediach” powinien sięgnąć każdy, kto chce wystartować ze swoim start-upem. Odbiorcami książki nie są tylko osoby pracujące, budujące swój biznes, ale również każdy początkujący — jako już prawie absolwentka coraz chętniej sięgam po tytuły, które pomogą mi w zaplanowaniu swojej przyszłości.
Co znajdziecie w tej książce? Pierwszy rozdział to część teoretyczna, zatytułowana „Humanistyka wizerunku”. To wstęp objaśniający, dlaczego ważne jest budowanie swojej marki osobistej oraz własnego wizerunku. Kolejne strony to już głębsze wody, bo pojawia się część bardziej praktyczna, podzielona na słowa klucze: słuchanie, wolność, innowacja, otwartość, piękno, spójność, zmiana, konsekwencja, inspiracja. W każdym rozdziale poznacie konkretną sylwetkę znanej osoby. Na końcu znajduje się część z ćwiczeniami, które pozwolą wykreować własny profil publiczny.
Autorka przeprowadziła wywiady z takimi osobami jak:
• dr Henryką Bochniarz, ekonomistką, współtwórczynią Kongresu Kobiet, liderką polskich przedsiębiorców, jedną z najbardziej wpływowych kobiet w Polsce,
• Piotrem Voelkelem, przedsiębiorcą, współwłaścicielem Grupy Kapitałowej VOX, znawcy dizajnu i mecenasem sztuki,
 Rafałem Brzoską, prezesem spółki giełdowej Integer.pl, twórcą paczkomatów,
• dr Ireną Eris, doktorem farmacji, założycielką Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris,
• Jackiem Santorskim, psychologiem społecznym, zdrowia i biznesu, twórcą Akademii Psychologii Przywództwa,
• Rafałem Bauerem, autorem bloga „O biznesie bez ściemy”,
• Jarosławem Zagórowskim, byłym prezesem Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA,
• Joanną Przytakiewicz, dyrektorką artystyczną marki La Mania.
Kocham literaturę, a więc byłam mile zaskoczona, gdy w „Rekinach…” znalazłam wiele cytatów i odniesień do książek! I to cytaty z klasyków! Autorka udowadnia, że pisząc o biznesie, istotne mogą być słowa i literatura. Ślifirska podkreśla, że nie lubi pozycji typu „Jak zarobić pierwszy milion”. Ja też nie gustuję w tego typu książkach. Dlatego bardzo cieszę się, że na rynku polskim pojawiły się „Rekiny biznesu w mediach”. Są niczym powiew świeżego powietrza wśród wszystkich przeintelektualizowanych książkach, które obiecują wszystko, a dają nic.
Muszę pochwalić oprawę książki. Sama okładka jest minimalistyczna, zachowana w granacie, ulubionym kolorze PR-owców. Jednak środek to już coś innego – piękne zdjęcia, ikono grafiki, cytaty, wypełnione tekstem marginesy, które wyjaśniają niektóre pojęcia, dopełniają wywiady i omawiane zagadnienia. Na zdjęciu ta książka wygląda gorzej, dopiero gdy zobaczycie ją na żywo, weźmiecie do ręki, to przekonacie się, że przy samej oprawie wykonano sporo pracy. Duży plus, bo cenię sobie książki, które są po prostu dobrze wykonane. I wyglądają elegancko.
Podsumowując, książka pod względem merytorycznym i wizualnym całkowicie spełniła moje wymagania.Warto mieć taką pozycję w swojej biblioteczne, nie tylko świetnie się prezentuje, ale również zawiera w sobie mnóstwo wiedzy na temat kreowania profilu publicznego, a przecież to zagadnienie dotyczy każdego z nas!
Polecam nie tylko osobom zainteresowanym tematem, ale także laikom, którzy znajdą w „Rekinach…” wiele przydatnych pojęć, jak i zaczną swoją przygodę z marką osobistą i profilem publicznym. Najlepiej uczyć się na przykładach, ta teoria sprawdziła się również w tym przypadku, wiele wyniosłam z tej książki i pewnie jeszcze nieraz po nią sięgnę.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana (Gaba)
Za możliwość przeczytania książki i wypłynięcia na szerokie wody dziękuję, 
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo Naukowe PWN
Kategoria: ekonomia, public relations
Liczba stron: 212

Przez ciemność, Alexandra Bracken – must have dla fanów Mrocznych Umysłów

by 18:27

To nie tylko opowiadania, to przede wszystkim zakończenie, którego zabrakło w trzecim tomie serii.
Historia Ruby jest jedną z moich ulubionych. Mogę nawet stwierdzić, że trylogia „Mroczne Umysły” jest jedną z najlepszych serii, jakie miałam w rękach. Trzy nowelki dopełniające świat Alexandry Bracken pochłonęłam niemal od razu. I zapragnęłam przeczytać wszystkie tomy od nowa. Ta historia jest mocna, trudna i nie sposób się od niej oderwać. Musiałam wrócić do moich ulubionych postaci, jeszcze raz przeżyć opowieść o dzieciach, które zmuszone były do brutalnej walki o życie.
Po pierwsze, „Przez ciemność” to książka dla wszystkich, którzy przeczytali trylogię „Mroczne Umysły”. Bez znajomości tych trzech powieści nie zrozumiecie tej pozycji. W wielu fragmentach odnosi się ona do całej serii, przywołując konkretne sytuacje i bohaterów. Jeśli nie kojarzycie dzieł Bracken, a ciekawi Was „Przez ciemność”, to przed Wami kroi się duża przyjemność i wyzwanie w postaci trzech książek, które koniecznie musicie nadrobić.Nie chcę być aż tak natrętna z polecaniem „Mrocznych Umysłów”, ale kocham je miłością absolutną i typową dla niejednego Książkoholika.
Jeśli chcecie zacząć przygodę z tą serią, to najlepiej będzie, jak zachowacie określoną kolejność czytania:
UWAGA! MAŁE SPOJLERY ODNOŚNIE DO TRYLOGII „MROCZNE UMYSŁY” ORAZ TEGO, CO ZNAJDZIECIE W NOWELKACH.
A teraz przejdźmy do konkretów. Książka składa się na trzy nowele. Pierwsza zatytułowana jest „W sidłach losu” i opowiada o losach Zu. Autorka opisuje sytuację  dziewczynki zaraz po tym, jak opuściła East River. Bardzo brakowało mi tej historii w trylogii i cieszę się, że pisarka postanowiła ją dokończyć. Zu zawsze wywoływała u mnie duże emocje, tym razem również nie obyło się bez łez i potrzeby wyciągnięcia chusteczek. Druga nowelka kryje się pod nazwą „Zapłoną iskry”. Pamiętacie Sam, przyjaciółkę Ruby z obozu? Opowiadanie dotyczy właśnie jej oraz pewnego Czerwonego. Duży pokłon w stronę Bracken, że uzupełniła i tę lukę – Sam pojawiła się w pierwszym tomie, później nie wiedzieliśmy, co dalej się z nią stało. Nowelka rozwiewa nasze wątpliwości. Ostatnia część, czyli „Pomimo mroku” jest moją ulubioną, przyznam, że podczas czytania nie mogłam usiedzieć w miejscu, ponieważ pojawiają się w niej moi ukochani bohaterowie – Ruby, Liam, Pulpet i Vida. Historia jest właściwym zakończeniem całej trylogii. Takiego akcentu brakowało mi w „Po Zmierzchu”, dopowiedzenia, jak wyglądał świat po wyzwoleniu obozów przez Ruby. I w tym opowiadaniu pojawia się Sam. Resztę musicie odkryć sami. Boże, jak dobrze było wrócić do tej historii!
Co jest największą zaletą powieści Bracken? Oczywiście bohaterowie. Autorce udało się stworzyć postaci, które wywołują silne emocje. Ruby to jedna z lepiej skonstruowanych sylwetek kobiet/dziewczyn, z którą zetknęłam się w literaturze młodzieżowej. Podobnie reszta postaci – Bracken sprawiła, że bardzo mocno przywiązałam się do nich wszystkich. Kolejnym plusem są emocje, jakie nieraz wzbudziła u mnie ta historia. Ma ona w sobie pewien niewyobrażalny smutek, melancholię, ale również radość, choć zwykle podszytą bólem i strachem. Bohaterowie przeszli piekło, ale jednak cały czas trzymali się razem. Stworzyli coś na kształt rodziny – to jak wzajemnie się o siebie troszczyli, poruszy chyba najbardziej zatwardziałe serca.
Pewnie jeszcze nieraz wrócę do „Mrocznych Umysłów”. Autorka zawarła w tych książkach wszystko, co lubię w literaturze, czyli świetnie wykreowanych bohaterów, psychologię postaci, sceny akcji, które czytane po raz któryś wciąż wywołują napięcie i strach oraz niesamowity obraz Ameryki. Bracken ukazała mroczny świat, nieznający litości, pełen przerażonych, samotnych i cały czas uciekających dzieci.
Wciąż jestem pod wrażeniem całej trylogii i nowelek. Nie mogę otrząsnąć się z emocji i znowu nie chcę rozstawać się z postaciami. To jest w tym wszystkim najgorsze. Wiadomość o tym, że „Przez ciemność” ukaże się na polskim rynku, przyjęłam bardzo entuzjastyczne – nie chcielibyście tego zobaczyć! Teraz znowu mam nadzieję, że może autorka opublikuje jeszcze kolejną kontynuację.
Podsumowując, „Przez ciemność” spełniła moje oczekiwania, a były one wysokie. Szczególnie cieszę się z pierwszej nowelki, uzupełniającej losy Zu, jak i z ostatniej, która jest dla mnie właściwym zakończeniem serii. Po skończeniu książki od razu sięgnęłam po pierwszy tom trylogii, żeby przypomnieć sobie całość – dlatego też ostrzegam, że chęć powrotu do „Mrocznych Umysłów” może na jakiś czas oderwać Was od obowiązków!
Recenzja wyszła dosyć emocjonalnie i sentymentalnie, ale gdzieś ten natłok myśli musiałam przelać. Co tu dużo pisać, jeśli pokochaliście „Mroczne Umysły Nigdy Nie Gasną Po Zmierzchu”, to pokochacie również i te trzy nowelki.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana (Gaba)
Za możliwość powrotu do mojej ulubionej trylogii dziękuję, 
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczenie: M. Krzysik, M. Borzobohata-Sawicka
Tom 1.5-2.5-3.5
Kategoria: fantastyka, młodzieżowa
Liczba stron: 384

Ugly Love, Colleen Hoover – czy miłość może być brzydka?

by 18:35

Po skończeniu książki pojawiło się u mnie jedno pytanie: co Colleen Hoover ze mną zrobiła? Dwa dni wyjęte z życia! Dwa dni nieustannego czytania!
To przejmująca historia, której na pewno długo nie zapomnę. Dojrzała, emocjonalna i niebezpiecznie wciągająca. Nie można się od niej oderwać już od pierwszego rozdziału! Jej premiera już niedługo, bo 13 kwietnia.
Hoover wkroczyła na rynek polski z mocną powieścią w nurcie New Adult, czyli „Hopeless”. Taki sukces zawsze trudno jest przebić. Jednak muszę przyznać, że „Ugly Love” podobało mi się bardziej niż „Hopeless” oraz inne książki pisarki, które także czytałam. Autorka cały czas pozostaje w swojej ulubionej tematyce, czyli miłości. Tym razem jednak nieco brzydkiej, toksycznej, ale również pięknej i romantycznej.
Tate przeprowadza się do mieszkania brata, zaczyna pracować jako pielęgniarka i chce odłożyć trochę pieniędzy. Nie spodziewa się jednak takiego przywitania – na wycieraczce, przed drzwiami natyka się na pijanego mężczyznę. Okazuje się, że jest to przyjaciel jej brata.
Miles Archer to przystojny pilot z trudną i niejasną przeszłością. Między nim a Tate od razu iskrzy, przez co wplątują się w bardzo skomplikowaną relację opartą na seksie, ukrywanych uczuciach i tajemnicach. Miles ma jedną zasadę – nie pytaj o przeszłość i nie planuj przyszłości. Wszystko wydaje się jasne, do momentu aż Tate się… zakochuje. Dziewczyna prowokuje go do pytań, przez co Miles przypomina sobie tragedię sprzed lat.
„Ugly Love” przedstawia obraz toksycznej miłości. Bohaterowie są razem, ich relacja opiera się na seksie, ale mimo wszystko zaczynają coś do siebie czuć. Czytając, wiemy, że to nie skończy się dobrze. Z jednej strony im kibicujemy, ale mamy też świadomość, że taki rodzaj relacji się nie sprawdzi. Tym bardziej że autorka co jakiś czas odkrywa przed nami przeszłość Milesa. Książka jest skomplikowana, oparta na uczuciach bohaterów, dlatego od razu wkręcamy się w tę powieść, zżywamy z postaciami i przeżywamy ich losy. Dawno żadna książka w stylu New Adult tak mnie nie poruszyła – zwykle znam schemat tego typu historii, co odbiera im urok i nie oddziałuje na emocje u czytelnika. Przynajmniej u mnie. Tutaj jednak dałam się zaskoczyć. Hoover stworzyła nieprzewidywalną fabułę, nieraz mnie zaskoczyła, więc nie zdziwię się, gdy premiera książki okaże się dużym sukcesem. Wam zalecam – kupujcie, pożyczajcie od przyjaciół, czytajcie i pamiętajcie, żeby rano zaparzyć sobie mocną kawę.
Po pierwsze – to książka plus osiemnaście. Cała historia kręci się wokół seksu, więc „Ugly Love” przeznaczone jest dla dojrzalszych czytelniczek. Pojawiają się też dosyć graficzne, a więc tym bardziej podkreślam, nie jest to książka młodzieżowa. Dla mnie to oczywiście plus – w końcu jakiś mocny romans, który czyta się z zaczerwienionymi policzkami. Fanki erotyków i romansów będą zachwycone, bo „Ugly Love” jest połączeniem tych dwóch gatunków.
Podoba mi się, że autorka nie poszła na łatwiznę, że nieco skomplikowała związek Milesa i Tate. Będąc przy bohaterach, muszę pochwalić Hoover za stworzenie pełnokrwistych postaci – z wadami i zaletami, takich, których lubimy i nie znosimy. Mam na myśli również drugoplanowych bohaterów, jestem pełna podziwu za postać Kapitana, czy nawet brata Tate, są bardzo wyraźnie zarysowani. Autorka dała im trochę miejsca w swojej książce, przy tym nie zanudzając czytelników.
Styl pisarki jest taki, że wchodzi się w tę książkę jak w masło. Narrację mamy pamiętnikarską, bardzo zgrabnie poprowadzoną. Hoover może nie miała dużo miejsc do opisania, bo większość akcji rozgrywa się w mieszkaniu Tate lub Milesa, jednak niezwykle plastycznie przedstawiała całą historię. Jestem w stanie wyobrazić sobie dosłownie wszystko, co jest kolejną dużą zaletą książki. Powieść podzielona jest na dwie perspektywy: teraźniejszość, którą opisuje nam Tate i przeszłość, a właściwie bardzo krótkie jej urywki, widziane oczami Milesa. To kolejny trafny zabieg, poprzez który autorka odsłania czytelnikom przeszłość bohatera. Czytając te fragmenty, za każdym razem czułam napięcie, bo bardzo ciekawiło mnie jaką tajemnicę skrywa Miles – co też musiało się stać, że jest osobą tak skrytą i wycofaną?
Mogłabym na szybko wymienić plusy „Ugly Love” –  jak wciągająca i przyprawiająca o zawał serca historia, genialnie wykreowani bohaterowie, lekki styl autorki oraz niemal filmowa opowieść. „Ugly Love” jest kolejną pozycją, której ekranizację bardzo chciałabym zobaczyć na dużym ekranie. Coś w stylu „To tylko seks”, ale bardziej emocjonalna. Ta książka ma pewną głębię, nie jest kolejną pustą opowieścią o miłości, gdzie od samego początku jesteśmy pewni zakończenia. Absolutnie nie – to powieść, która może nie wywróci Waszego świata do góry nogami, ale zapewni Wam dużą dawkę emocji.
Cieszę się, że Wydawnictwo Otwarte nie zdecydowało się na przetłumaczenie tytułu. Oryginalny brzmi o niebo lepiej niż „brzydka miłość”.
„Ugly Love” spodoba się przede wszystkim kobietom – jak już wspomniałam trochę dojrzalszym. Polecam nie tylko fankom Colleen Hoover, ale także czytelniczkom, które nie miały styczności z tą autorką. Jeśli bały się, że jej książki są zbyt młodzieżowe, to ta powieść będzie dla nich w sam raz.
Moja przygoda z „Ugly Love” dobiegła końca, a szkoda, bo z chęcią wróciłabym znowu do momentu, gdy po raz pierwszy otwieram tę książkę.
Ocena: 5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję, 
INFORMACJE:
Rok wydania: 13 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczył: Piotr Grzegorzewski
Kategoria: romans, New Adult
Liczba stron: 344

Nie oddam szczęścia walkowerem – Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska

by 18:41

Czytanie książek daje poczucie, że możemy doświadczyć wiele różnych żyć, bez obaw przed konsekwencjami złych wyborów. Kiedy więc nadarzyła się okazja zapoznania się z historią o walczących z przeciwnościami losu trzydziestolatkach, nie mogłyśmy sobie odpuścić. W przypadku takich pozycji oczekujemy zarówno ciekawej fabuły, jak i wartościowego przesłania. Zależy nam, aby wynieść jakąś lekcję z przygód bohaterów, nie popełnić ich błędów. Nasze oczekiwania były więc jasno sprecyzowane. Pozostało jedynie sprawdzić czy autorki – Agnieszka Jeż i Paulina Płatkowska – sprostały wyzwaniu.
Nie oddam szczęścia walkowerem to powieść bardzo kobieca – ukazuje smutki, radości i pragnienia każdej przedstawicielki płci damskiej. Jagoda i Magda są bohaterkami, które od razu stały się nam bliskie. Dawno nie czytałyśmy książki tak życiowej, dotyczącej prawdziwych problemów i rozterek znanych każdej z nas. Miłość, przyjaźń, związek, macierzyństwo, zdrada – autorki poruszają wiele istotnych tematów, co ważne, nie robią tego infantylnie, wszystko jest przemyślane i autentyczne. Cieszy równocześnie fakt, że pisarkom udało się uniknąć moralizatorstwa, nie ma tutaj postaci, która byłaby wzorem – wyidealizowana i irytująca doskonałością. Wszyscy są po prostu ludzcy w najszerszym rozumieniu tego słowa.
Chociaż musimy przyznać, że nie od razu byłyśmy przekonane do konceptu. Najpierw pomyślałyśmy, że to kolejna głupiutka książka o singielkach, jedna z wielu na rynku wydawniczym, bardziej przypominająca serial niż życie. Po kilku stronach na szczęście okazało się, że zupełnie nie miałyśmy racji. To mądra historia dwóch kobiet doświadczonych przez los, poszukujących miłości i szczęścia.
Magdę zostawił mąż, wychowuje samotnie małą Irenkę. Jagoda wiedzie z pozoru radosne życie przy boku statecznego i odpowiedzialnego Piotra, ma dwójkę dzieci i dobrą pracę. Obie jednak wplątują się w skomplikowane relacje, jedna z mężczyzną posiadającym już rodzinę, druga z kimś, kto zawsze budził w niej intensywne uczucia. Ile w tym potrzeby rzeczywistych zmian w życiu, a ile pragnienia chwilowej, miłosnej przygody? Mimo tych trudnych sytuacji, w jakich się znalazły, pomagają sobie nawzajem – radą, ale także zrozumieniem.
Czytając, ma się wrażenie, że autorkom nieco trudno się rozkręcić na samym początku, jak i przyśpieszyć na końcu. Sam środek powieści jest najlepszy, niczym wnętrze dobrego tortu, który ukradkiem się wyjada. Przyznajemy, że pod koniec byłyśmy nieco znużone akcją – czekałyśmy, aż pisarki przejdą do meritum. Jednak i tak książka bardzo nas wciągnęła.
Bohaterki wywołują emocje – są przede wszystkim oryginalne wśród znanych nam postaci kobiecych w polskiej literaturze. To indywidualistki, wyraźnie zarysowane, mające swoje poglądy i wyznające określone wartości. Wyróżniają się, ale zarazem są podobne do każdej z nas – tak, że możemy się z nimi identyfikować. Jest w nich pewne ciepło, które w jakiś sposób sprawia, że od razu darzy się je sympatią. Może dlatego, że są po prostu normalnymi kobietami?
Autorki mają specyficzny styl – trzeba się do niego przyzwyczaić. Miejscami zdarza się im używać języka trochę zbyt kwiecistego i patetycznego, jednak sama historia rekompensuje drobne potknięcia. Co istotne, autorki postawiły na… e-maile. Zaczynają tradycyjną narracją w prologu, aby w kolejnych rozdziałach przejść na korespondencję, wymienianą pomiędzy bohaterkami. Podobny zabieg wykorzystała Cecelia Ahern w Love, Rosie i przez to książka utraciła wiele na wartości. W tej pozycji jest inaczej. Nie mamy nic przeciwko takiemu posunięciu, bo e-maile czyta się płynnie, nie zanudzają i sprytnie ukazują perspektywy obu postaci. Opisy przez to okrojono, tło zdarzeń tylko nakreślono, a elementem głównym zostały emocje, przeżycia wewnętrzne. Takie rozwiązanie skutkuje też ważnymi zmianami w narracji:  historie poznajemy z punktu widzenia dwóch bohaterek, więc jest ona bardzo subiektywnie przedstawiana, pełna rozmyślań i niedomówień. Nietypowy i ciekawy pomysł. Autorkom należy się pochwała za odwagę.
Elementem wartym uwagi są także złote myśli. W książce można znaleźć wiele pięknych i mądrych cytatów – to powieść z przesłaniem, co jest jej największym atutem. Pozostawia w czytelniku jakiś ślad, daje powody do refleksji nad własnym życiem, zachęca do zmian, walki o szczęście.
Czy książka nam się spodobała? Tak. Klimat przypadł nam do gustu, urzekły nas rozwiązania fabularne, sposób prowadzenia narracji. Doceniamy również nie do końca przewidywalne zakończenie i w pewnym sensie wartość dydaktyczną, jaka z tej pozycji płynie. Polecałybyśmy Nie oddam szczęścia walkowerem przede wszystkim kobietom – to one z łatwością będą mogły identyfikować się z bohaterkami. Książka będzie najbliższa sercu czytelniczkom mającym około trzydzieści lat lub więcej, bo dotyczy decyzji, przełomów i problemów, z którymi najczęściej borykają się właśnie osoby w takim przedziale wiekowym. Będzie przez to łatwiejsza w odbiorze i pozwoli w pełni wczuć się w rozgrywające się wydarzenia.
To solidna, dojrzała i pełna emocji powieść obyczajowa, dobra na długie wieczory z lampką wina. Każda kobieta znajdzie w niej coś dla siebie – dobrą radę, zrozumienie, pocieszenie, czy też inspirację do zmian. Taką książkę warto mieć w swojej biblioteczce.
Ocena: 4/5
Recenzja: Sylwia Czekańska i Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękujemy:
Wydawnictwu Czarna Owca
INFORMACJE:
Data wydania: 13 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Czarna Owca
Kategoria: Literatura polska, kobieca
Liczba stron: 464

Widziałam, że tak będzie! Kasia Pisarska – książka idealna na wiosnę!

by 18:44

Wesoła, pełna przygód i miłości – taka właśnie jest ta książka. Czytając ją, od razu popadłam w dobry nastrój. Pozycja ta ma w sobie niespotykany entuzjazm i pozwala się rozmarzyć. Lekka, przyjemna, choć też trochę naiwna. Lekka powieść obyczajowa, którą czyta się dla chwili relaksu i uśmiechu na twarzy.
Po kilku stronach powieści Kasi Pisarskiej od razu zaczęłam zastanawiać się: co zrobiłabym, gdybym wygrała milion? Jedna z bohaterek książki w trakcie pobytu we Włoszech puszcza los na loterii i wygrywa dużą sumę pieniędzy. To idealny moment na zmianę w jej życiu, od jakiegoś czasu tkwi w nieudanym związku i pragnie spróbować od nowa poukładać swoje marzenia oraz pragnienia. Dzieli się wygraną ze swoją najlepszą przyjaciółką, Laurą. Przed kobietami stoi ważne zadanie, muszą jak najszybciej znaleźć się we Włoszech i odebrać nagrodę, bo inaczej przegapią termin zgłoszenia i wszystko przepadnie. W trakcie podróży nie tylko planują, co zrobią po odebraniu pieniędzy, ale także spotyka ich wiele przygód.
Tę książkę czyta się bardzo szybko, jest trochę bajkowa, idealna dla każdej kobiety, która chciałaby pobujać w obłokach.Nie tylko przenosimy się do pięknych Włoch, ale także śledzimy losy bohaterek, które przypominają sceny niczym z naszych ulubionych komedii romantycznych. Autorka ma w sobie pewną zaraźliwą energię, sprawiającą, że po skończeniu tej pozycji ma się przez jeszcze długi czas dobry humor. Jeśli zastanawiacie się nad sympatyczną historią na wiosnę – najlepiej na świeżym powietrzu – to „Wiedziałam, że tak będzie!” jak najbardziej wpasowuję się w ten klimat. Do tego piękne krajobrazy Mediolanu przynoszą nas w całkiem inne miejsce.
Język jest lekki, bardzo dynamiczny, autorka postawiła na dialogi i szybkie tempo akcji. Ta książka zdecydowanie nie nudzi – czasem aż trudno nadążyć za bohaterkami.  Narracja nietypowa dla tego gatunku, bo pamiętnikarska. Styl autorki jest nieco chaotyczny, ale w tym chaosie jest pewien entuzjazm. Paradoksalnie na początku stawiałam na to, że Weronika, która wygrała pieniądze, będzie główną bohaterką, a jednak fabuła została ukazana z perspektywy Laury, jej przyjaciółki.
Musicie być przygotowani na to, że książka to typowy romans – czyli wszystko dzieje się tutaj w ekspresowo. Nie mogę jej oceniać zbyt ostro, to jedna z luźniejszych historii, od których wymaga się mało skomplikowanego świata, humoru i wspaniałych przygód bohaterek.
Jeśli chcecie wybrać się do Włoch, to warto przeczytać tę książkę przed podróżą. Nie tylko dowiecie się jakie potrawy warto spróbować, ale także jakie miejsca trzeba odwiedzić. Autorka świetnie ukazała tło powieści, to chyba największy plus tej książki.
Trochę przeszkadzał mi dziecinny entuzjazm bohaterek, czasami miałam wrażenie, że są one nastolatkami, a nie dorosłymi kobietami. Muszę przyznać, że Weronika i Laura mnie irytowały. Nie lubię typu postaci, które są bardzo głośne, na wszystko reaguję przesadnie, postępują pod wpływem chwili – trochę zabrakło mi racjonalnego podejścia w kreacji osobowości tych dwóch bohaterek. Ogólnie można rzec, że cała historia odbiega od rzeczywistości, jest kolorowa i zwariowana, nie potrafię jej sobie wyobrazić na poważnie. To może być wadą i zaletą książki, bo z jednej strony możemy sobie pomarzyć, a z drugiej nie wnosi ona do naszego życia nic poza zabawną historią dwójki kobiet. Nie będzie mi chodziła po głowie przez następne kilka dni po przeczytaniu. To jedna z cech książek tego gatunku – są lekkie i wywołują dobry nastrój. Nic poza tym i to też jest w nich pozytywne – nie muszę martwić się, że podczas czytania będę potrzebować opakowania chusteczek. Mogę za to się trochę pośmiać i… wyobrazić sobie, że może i ja wygram kiedyś milion (najpierw musiałabym zacząć grać, ale cii…).
Co mnie jeszcze ujęło? Inspirujący portret przyjaźni, jaki przedstawiła nam autorka. Weronika podzieliła się swoją wygraną, czy ktoś w prawdziwym życiu byłby do tego zdolny? Raczej trudno o takich altruistów. Kobiety nieraz się wspierały, były zawsze dla siebie podporą i to jest bardzo budujące w powieści Pisarek – przesłanie, iż przyjaciele są jednak bardzo ważni w naszym życiu.
Jeśli szukacie lekkiego romansu, nieco szalonej historii obsadzonej w pięknych Włoszech, to książka Kasi Pisarek jest idealnym wyborem. Rozluźnicie się, pośmiejecie i rozmarzycie. Czasem po całym dniu naszych codziennych obowiązków, taka pozycja jest niezbędna, aby zasnąć z uśmiechem na ustach.
Ocena: 3,5/5
Recenzowała: Gabriela Rutana 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję, 
INFORMACJE:
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Muza
Kategoria: literatura obyczajowa
Liczba stron: 271

Wyścig, Jenny Martin – międzyplanetarny wyścig o wolność

by 18:49

Dystopijny świat. Młoda buntowniczka. Trójkąt miłosny. Adrenalina i walka z systemem. Czego chcieć więcej? Premiera tej kosmicznej książki już 13 kwietnia.
Wyobraźcie sobie świat zawładnięty przez bogate korporacje. Nie można się im sprzeciwić, bunt karany jest śmiercią. Castra to planeta, gdzie bohaterka musi zmagać się z trudnym wyborem – walka czy poddanie się systemowi? 
W życiu siedemnastoletniej Phoebe van Zant wyścigi samochodowe od zawsze miały szczególne znaczenie. Szybkość, adrenalina i wygrana – to jej siły napędowe. Jest jedną z najlepszych, nic więc dziwnego, że każdy chce ją mieć w swoim zespole. Udział w wyścigach zawsze był ryzykowny, to nie tylko rozrywka, ale przede wszystkim polityczna rozgrywka. Co się stanie, gdy dziewczynę dostrzeże i zapragnie mieć w drużynie jedna z największych korporacji Castry? Czy wybuchnie międzyplanetarna wojna? Na samym końcu wyścigu może okazać się, że przekroczenie mety nie zawsze oznacza wygraną.
Przeczytałam, że „Wyścig” to połączeniem dwóch filmów – „Szybcy i wściekli” z „Gwiezdnymi wojnami”. Takie skojarzenie jest jak najbardziej trafne, ale tylko pozornie, bo powieść Jenny Martin kierowana jest całkiem do innych odbiorców. To bardzo ogólne porównanie – tak naprawdę cała fabuła książki nijak ma się do tych dwóch obrazów. Nie chciałabym, aby fani kina zainteresowali się dziełem Martin, a następnie po przeczytaniu byli zawiedzeni tym, że nie znaleźli w nim większych podobieństw do filmów. Co nie znaczy, że w jakiś sposób książka nie przywodzi od razu ich na myśl – oczywiście, że tak, tylko podkreślam – w wydaniu dla młodszego czytelnika.
I tutaj rozwiązałam kwestię czytelników, którym mogę polecić „Wyścig” – to wszyscy lubiący powieści w tonie „Igrzysk Śmierci”. Autorka zdecydowanie poszła w nurt dystopijnych historii, tylko że tym razem postawiła na trzy wątki: wyścigi samochodowe, korporacje rządzące planetami i kosmiczne uniwersum.
Co szczególnie mi się spodobało, to właśnie pomysł korpo świata i to w wydaniu międzyplanetarnym. Taka wizja przyszłości może się spełnić, może w odniesieniu tylko do naszej Ziemi, ale jednak to wciąż scenariusz dosyć prawdopodobny. Autorka rozbudowała uniwersum na kilka planet, ras – co sprawia, że w kolejnych tomach dała sobie duże pole do popisu.
Muszę przyznać, że zawsze przyciągają mnie silne bohaterki. Gdy tylko przeczytałam, że Phoebe będzie brać udział w wyścigach, to od razu pomyślałam, że to kolejna książka w moim „must have”. Martin konsekwentnie poradziła postać Phoebe, nie zrobiła z niej niepewnej dziewczyny, którą ktoś musi uratować. Główna bohaterka stała się buntowniczką, niebojącą się kolejnych zadań, świadomą tego, co musi zrobić – to jedna z największych zalet tej książki. Bohaterowie jak na pierwszy tom zostali ukazani bardzo dobrze, zarówno ci główni, jak i poboczni. Nie mogę się powstrzymać przed dodaniem, że jedna z męskich postaci całkowicie zawładnęła moim sercem. Trochę jestem zła za to, że Martin pod koniec zrobiła z niego przykładnego rycerza na białym koniu, ale mam nadzieję, że sytuacja poprawi się w kolejnej części.
Narrację mamy typowo pamiętnikarską, co jest czymś coraz częstszym w książkach młodzieżowym. Rozdziały są krótkie, a więc i szybko się je czyta. Język z jednej strony jest typowy dla takich powieści – szybkie zwroty akcji, dużo dialogów, ale pojawia się pewien wyróżnik, czyli slang. Byłam bardzo zaskoczona, gdy bohaterka użyła po raz pierwszy słowa „rdzewieć” w formie np. przekleństwa, czy też wyrażenia niezadowolenia postaci. I w tej książce wiele razy będziecie mogli natchnąć się na słownictwo, które autorka wymyśliła na potrzeby swojego świata. Trochę trudno było mi się do tego zabiegu przyzwyczaić, ale gdy pochłonęła mnie akcja, to zaczęłam niektóre wyrażenia traktować naturalnie. Jestem jak najbardziej za zabawą językiem przez pisarzy, staje się to świetnym uzupełnieniem fabuły. Od razu przypomina mi się Tolkien, jeden z pierwszy autorów, którzy postanowili zaszaleć i stworzyć swój własny język (w jego przypadku był to choćby język elfów). Jedna uwaga tylko dla wydawcy lub też samej autorki – na końcu książki zawsze fajnie czyta się słowniczki slangu, czytelnik nie musi się domyślać, co oznacza dane słowo, ale ma wszystko wyjaśnione.
I teraz niestety muszę napisać, to co w jakiś sposób drażniło mnie podczas czytania „Wyścigu”. Chodzi mi oschematyczność fabuły. Martin z jednej strony pozytywnie zaskoczyła mnie samym uniwersum, ale z drugiej nie wysiliła się na stworzenie historii, która zaskoczyłaby czytelnika. Niestety książka bardzo przypomina inne powieści ze swojego gatunku, wszystko dzieje się niczym w układane, którą już kojarzymy i niemal od razu jesteśmy w stanie ułożyć wszystkie elementy. To samo, jeśli chodzi o wątek miłosny – zaleciało mi w nim delikatnie nudą. Staram się być zawsze nieco mniej uszczypliwa dla książek młodzieżowych – jednak myślę, że powielanie schematów może zirytować każdego, a szczególnie młodzież. Obecnie zaobserwować można duży wysyp książek tego typu i tylko te posiadające coś oryginalnego mają szansę na sukces.
Dalej – szybkość akcji. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Zanim zdążymy przyglądnąć się ulicznym wyścigom, pojawia się inny motyw przyciągający naszą uwagę. Na miejscu autorki zwolniłabym nieco tempo i dała czytelnikom szerszy obraz świata, który chce ukazać. Cały czas mam nadzieję, że kolejne tomy rozwieją moje wątpliwości i że autorka nie tylko mnie czymś zaskoczy, ale naprawdę wciągnie w to uniwersum.
Teraz coś o gustach. Rozczarowała mnie okładka książki, jak wiemy nie ma to żadnego wpływu na fabułę, ale jednak spora część czytelników w znacznym stopniu w trakcie wyboru książki zwraca uwagę na jej oprawę. Ta „Wyścigu” niestety jest kiczowata, po prostu za dużo się na niej dzieje – tutaj samochód, płomienie, główna bohatera, a za nią jeszcze dwóch mężczyzn. W tle kosmiczne niebo. W kwestii oprawy podziało się coś niedobrego, co podejrzewam, może zniechęcić starszych czytelników (takich jak ja np. do młodzieży nie należę, ale takie pozycje wciąż czytam).
„Wyścig” to połączenie science fiction, fantastyki i dystopijnego świata. Znajdziecie w tej powieści dużo akcji, trochę romansu, intrygi i korporacyjny system, który trzeba pokonać. Od samego początku kibicuje się głównej bohaterce. Gdy zżywam się z postaciami, to wówczas wiem, że mimo słabej fabuły, książka i tak ma w sobie duży potencjał. Polecam, bo wyścigi i kosmos to bardzo ciekawe połączenie, a sama seria „Tracked” ma w sobie duży potencjał!
Ocena: 3,5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję, 
Business & Culture i Wydawnictwu Akurat
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Akurat
Tłumaczyła: Ewa Skórska
Seria: Tracked, #1
Kategoria: science-fiction, przygodowa
Liczba stron: 400
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.