Kolorowanki antystresowe? Nie, dziękuję


To felieton o kolorowankach, które od jakiegoś momentu entuzjastycznie zalewają nasz wydawniczy rynek. Kolorowanki mają być antystresowe, odprężające i pobudzające kreatywność. Wszystko sprowadza się do pewnej mody na radosne kolorowanie. Pomyślałam, kurczę, te kolorowanki są całkiem ładne, może mnie odstresują. Stało się zupełnie inaczej.
Rozłożyłam kredki, otworzyłam malowankę na najładniejszym motywie i pozytywnie nastawiłam się, że to będzie taka świetna zabawa! Cóż, w czasie malowania pół strony takiej kolorowanki dostałam nerwicy, połamałam wszystkie kredki, przerzuciłam się na mazaki, które zaczęły mi przebijać na drugą stronę i… całkowicie zepsułam jeden z rysunków. Oj tam, nie udało się, przekartkuję dalej, znajdę następny, nieco łatwiejszy, ale również uroczy rysunek do kolorowania i tak, sprawię, że ożyje i będzie równie piękny, jak na tych wszystkich fanpage reklamujących kreatywne kolorowanie. Moja koleżanka raz wrzuciła tak pięknie pokolorowaną stronę, że aż chciałam się jej zapytać, czy czasem nie minęła się z powołaniem i nie powinna składać podania do Akademii Sztuk Pięknych. Albo jechać od razu do Paryża, kupić beret i rozkładać sztalugi (broń Boże nogi) na przepięknych francuskich ulicach. Dla mnie wymalowanie tak ładnie jednego rysunku wydawało się cholernie trudne, więc podziwiałam jej talent.
Po dziesięciu minutach wypełniania kolorem malutkich elementów musiałam zrobić sobie kawę, zdrętwiała mi ręka i po chwili kawa zdobiła tenże przepiękny w zamyśle rysunek. Podejście trzecie było już nieco lepsze. Znalazłam nowy rysunek. Mój entuzjazm umarł, to chyba najlepsze określenie. Co innego można powiedzieć o tej upartej stronie mojej osobowości. Mam kolorowankę dla dorosłych? Chcę być cool? A więc nastąpiły dalsze etapy mojego kolorowego życia. Zastrugałam kredki. Dodam, że posiadałam ubogi zestaw kredek, który nie wyróżnia się dwudziestoma odcieniami niebieskiego. Koloruję więc moją jedyną niebieską kredką i udaję, że to wcale głupio nie wygląda, takie wszystko, ale zupełnie wszystko niebieskie. Chcę zrobić jakiś taki szary cień. Mam czarny. Cóż, jak lekko pomaluję, to będzie szare, no nie? Nie było. Wyglądało, jakby ktoś zwymiotował węglem na moją niebieską kolorowankę. Szukam gumki, marzę i co, i co, ja się pytam? Dziura! W mojej antystresowej kolorowane zrobiła się wielka dziura!
Robię drugą kawę. Jem ciastko. Szukam kolejnego rysunku. Rozmyślam nad moimi zaniedbanymi zdolnościami artystycznymi. Zastanawiam się, czy gdybym ubrała ogrodniczki i rozczochrała sobie włosy, to byłaby jeszcze ze mnie wielka malarka. Kradnę mojemu bratu kredki, jest w pierwszej klasie, więc biorę jego piórnik z Lego Ninjago i mówię sobie, będzie dobrze, jeszcze pokolorujesz to zasraństwo.
Wracam do pracy. Mam więcej kolorów, więc teraz ciach, prach, zrobię arcydzieło! A co tam arcydzieło, będę niczym Michał Anioł! Szukam więc rysunku, szukam i szukam. Nic za bardzo mnie nie zadowala, to jest za trudne, to jest za brzydkie, a tamto za proste – trzeba mieć trochę ambicji, no nie? I tak w tym całym bajzlu znalazła mnie moja przyjaciółka. Pyta się:
- Co ty właściwie robisz? Cofasz się w rozwoju?
Minę ma przy tym przednią, chociaż wiele razy już w taki sposób na mnie patrzyła, jakby chciała mi powiedzieć, że zamiast mądrzeć na starość, to ja głupieję jeszcze bardziej.
- Maluję, nie widzisz? – dumnie odpowiadam i dodaję gwoli wyjaśnienia: – To kolorowana antystresowa.
- Chyba stresowa. Bo wyglądasz, jakbyś zaraz miała sobie tą kredką tętnicę przebić.
No właśnie, kolorowana antystresowa okazała się dla mnie niczym najgorszy egzamin ustny, połączenie najdziwniejszej randki i rozmowy kwalifikacyjnej. Może niektórych kolorowanki odprężają, ale niestety nie jestem częścią tego zacnego grona. Podczas kolorowania dostaję jednej, wielkiej nerwicy. Dlatego czasem nie warto iść za modą, tylko powiedzieć sobie: pas, to nie dla mnie!
I w ten sposób zakończyła się moja przygoda z kolorowankami antystresowymi. Nie wiem, czy nawet się dobrze zaczęła, jednak nie chciałam kusić losu i dalej próbować być cool. Bo bycie nie-cool okazało się o wiele mniej stresujące. 
Gabriela Rutana
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.