„Mieszkając z wrogiem” – Penelope Ward. Recenzja


Gdy wracam ostatnio do domu, mam tylko ochotę zawinąć się w koc z książką, która całkowicie mnie zrelaksuje. I w ten sposób trafiłam na powieść Penelope Ward. Wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać: romansu, pikantnych scen, niewymagającej fabuły i miłego rozluźniacza na leniwe wieczory. Ten tytuł nie jest jednak idealną pozycją, bo miejscami styl kuleje, dialogi są infantylne, ale swoje zadanie spełnia całkiem dobrze.
Amelię zdradził chłopak i umarła jej ukochana babcia, po której odziedziczyła pół domu. Czy to za mało tragedii na jeden raz? Okazuje się, że nie, bo druga część przypadła jej byłemu przyjacielowi, Justinowi, z którym od dawna nie ma kontaktu. Justin jej nienawidzi za błędy przeszłości, ale ona chce przebaczenia. Czy razem dadzą radę mieszkać w jednym domu, czy może się pozabijają? Atmosfera zgęstnieje, gdy Justin przyjedzie z dziewczyną, całkowicie odmieniony i bardzo... przystojny.
Co mnie drażniło? Miejscami dosyć drętwe, zbyt długie zdania w dialogach oraz ich infantylność. Może tekst przetłumaczono zbyt dosłownie lub też autorka do końca nie przemyślała tej książki. Warsztatowo nie jest to dobra pozycja, bo często pojawiały się momenty, gdy byłam zła na konstrukcję zdań, dziwne teksty bohaterów, wulgarne zwroty, które zostały całkowicie oderwane od klimatu powieści. W pewnym momencie fabuła staje się dosyć sielankowa, niczym z typowej romantycznej opowieści, dlatego mam wrażenie, że autorka na siłę wciskała dosyć skrajne wypowiedzi bohaterów, np. wulgaryzmy czy aluzje erotyczny, które może w innym kontekście czy po prostu brzmieniu byłby w porządku, ale tutaj wypadały kompletnie nie na miejscu.
Pojawiają się dwie pikantne sceny, reszta jest raczej łagodna. Najlepszy w tej pozycji jest klimat czekania na zbliżenie bohaterów – całość opiera się na wzajemnym ich przyciąganiu, tego, że chcą być razem, ale wiele zewnętrznych czynników im na to nie pozwala. Przyznam, że „Mieszkając z wrogiem” jest niewymagającą lekturą, może aż za bardzo. Autorka wplotła zbyt wiele stereotypowych motywów z innych romansów – przystojny muzyk, przyjaźń w dzieciństwie, kłótnia, która ich rozdziela i ponowne spotkanie, oboje są atrakcyjni, mają za sobą dramatyczne przeżycia i tak dalej. Dodatkowo zastanawiałam się nad jednym – z czego utrzymywała się główna bohatera? Wiem, że miała pensję nauczycielki, ale wydaje mi się, że na jej styl życia była ona raczej mało realistyczna. I cóż, oni od samego początku nie byli z pewnością wrogami.
Lampka wina, chęć odmóżdżenia się i wygodny fotel – „Mieszkając z wrogiem” to lekka powieść dla kobiet, do przeczytania w jeden wieczór. Mnie nie porwała, ale na chwilę oderwałam się od rzeczywistości. Jak napisałam wyżej, jako rozluźniacz sprawdza się doskonale!
Ocena: 1,5/5
Recenzja: Gaba Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję,

Brak komentarzy

Nowy komentarz? Super! Dziękujemy! :-)

Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.