Ulecz mnie - Tahereh Mafi. 4 tom "Dotyku Julii" - nie do końca potrzebna kontynuacja

 

Uwielbiam serię „Dotyk Julii”, mam swoje ulubione sceny i dialogi. Długo czekałam na kontynuację w postaci polskiego tłumaczenia „Ulecz mnie”. Niestety teraz stwierdzam, że ta historia mogła zakończyć się na trzeciej części. W końcu mam ją przed sobą, mogę zapoznać się z dalszymi losami Julie z ekscytacją, jakiej dawno nie czułam (porównywalną do tej, gdy wychodzi nowy tom „Czasu Żniw”). Po ostatnim rozdziale mogę stwierdzić: ta książka jest zbyt chaotyczna, pełna dramatów, przejaskrawionych emocji i jakichś dziwnych relacji pomiędzy postaciami. Mam do tych książek wielki sentyment. Może zbyt długo czekałam, może miałam zbyt wygórowane wyobrażenie o tym, jak autorka poprowadzi fabułę, bo uwielbiam wszystkie powieści Mafi. Ale wiem jedno, coś tutaj nie do końca zaskoczyło. Pojawiają się jednak małe perełki, więc nie myślcie, że całkiem przekreślam tę pozycję.

Juliette jest Przywódczynią, objęła władzę nad Sektorem 45, po swojej stronie ma przyjaciół i wielką miłość, Warnera. Tylko nie do końca tak pięknie to wygląda w rzeczywistości. Cały czas nosi w sobie wiele złości i gniewu, nie do końca radzi sobie z wszystkimi obowiązkami, przytłacza ją liczba informacji i fakt, że ciągle jest w centrum zainteresowania. Dodatkowo dowiaduje się kilku istotnych szczegółów dotyczących swojej przeszłości, które całkiem wyprowadzają ją z równowagi. Nowo stworzony świat rozpada się na kawałki.

Nie tylko my, ale także bohaterowie czują nostalgię i tęsknotę do czasów „przed”. Co jest dosyć ironiczne, biorąc pod uwagę, jaką cenę zapłacili za zgładzenie Andersona. Wyraźnie widać zagubienie Julie, Kenjiego i Warnera. Gdzieś mimochodem pojawia się Castle, wtrącając swoje mądre rady, a tak naprawdę tylko dodatkowo mieszając. Pierwsze rozdziały są smętne, zawierają przemyślenia bohaterów o tym, jak zupełnie nie potrafią poradzić sobie w nowej sytuacji. Brakuje mi klimatu z wcześniejszych części – zawsze było nieco ponuro, ale co chwilę mieliśmy konkretną akcję, która była bardziej żywa i dynamiczna. Teraz mam wrażenie, że bohaterowie przez większość książki poruszają się wolniej, w ogóle się nie komunikują i tkwią w jakimś martwym punkcie. Postać Warnera zawsze była dobrze skonstruowana – silny, sprytny, przede wszystkim inteligentny bohater ze specyficznym poczuciem humoru. Tutaj Warner jest duchem, snuje się niczym postać widmo i naprawdę mało jest scen, gdy czujemy jego osobowość. Okazuje się, że najciekawsza w całej książce może być jego relacja z Adamem, który ku mojemu zdziwieniu nabiera tutaj charakteru. Jest jeszcze Kenji, który jako jedyny wprowadza jakiś zalążek humoru, powiew świeżości, jednak i jego przytłacza cała historia.

To, co mnie zaskoczyło najbardziej, to relacja Julie i Warnera. Nie będę zdradzać szczegółów, ale ogólnikowo napiszę, że pomimo kilku gorących momentów, wiedzy, że się kochają, to… gdzie jest ta chemia, te iskry, które pamiętam z drugiego i trzeciego tomu? Bohaterowie stracili swoją charyzmę, a przez to nie ma najważniejszego – napięcia, wrażenia, że chce się zaraz, już teraz przewrócić następną stronę, aby poznać ciąg dalszy. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Julie i Warnera. Na koniec mamy jeszcze kilka urywków z perspektywy Kenjiego. Zastanawiam się, czy tej książki nie uratowałaby narracja trzecioosobowa, ale z drugiej strony nie współgrałoby to ze stylem przyjętym przez autorkę.

Pozytywnie zaskoczyło mnie pojawienie się nowych postaci. Z drugiej strony trochę szkoda, że na boczny tor zostali odsunięci bohaterowie tacy jak Winston, Brendan czy też siostry uzdrowicielki. Poznajemy kilku nowych i dowiadujemy się trochę więcej o innych krajach. Mamy szerszą perspektywę na to, jaki świat stworzyła Mafi. Jak zwykle jest on fascynujący i ciekawy. I jest zakończenie, które wbija w fotel. To dla mnie ogromny plus – w końcu jakaś adrenalina, coś się dzieje! Pisarka zafundowała nam taki zwrot akcji, że mimo wszystko z czystej ciekawości chcę przeczytać kolejną część. Pojawił się całkiem nowy wątek, który – mam nadzieję – zaskoczy mnie pozytywnie.

Czy polecam „Ulecz mnie”? Jako wielka fanka serii myślałam, że koniecznie muszę przeczytać tę część. Teraz myślę, że „Dotyk Julii” skończył się dla mnie na trzecim tomie i w sumie kontynuacja zmieniła trochę moje wyobrażenie o tym, co wydarzyło się dalej. Zrozumiałam, że po wielkiej wygranej nie zawsze musi być happy end. Myślę, że Mafi zależało na pokazaniu zmęczonych i zagubionych bohaterów, którzy w młodym wieku przeżyli już dosyć sporo. Jednak brakowało mi w tym klimatu, który pamiętam, charyzmy bohaterów i uporządkowania akcji. Końcówka to prawdziwe uderzenie, więc mam na co czekać. Nie będę jednak już wyczekiwać na piątą część z taką niecierpliwością i podekscytowaniem, jak na „Ulecz mnie”. Niestety mój entuzjazm trochę opadł, ale nie skreślam kontynuacji „Dotyku Julii” – to wciąż jedna z najbardziej oryginalnych serii i liczę na to, że Mafi jeszcze nas zaskoczy.

 

Książkę otrzymałam przy współpracy z portalem,

Lubimy Czytać


Pozdrawiam zaczytanie,

Gaba

Zapraszam na mój profil, znajdziesz tam książki, które aktualnie czytam i zapowiedzi, które warto obserwować.  

Dodaj mnie do znajomych: Recenzje Gaby

 

Brak komentarzy

Nowy komentarz? Super! Dziękujemy! :-)

Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.