Recenzje książek
Dziesięć poniżej zera - Whitney Barbetti. W poszukiwaniu tej słodkiej chwili
Dziesięć poniżej zera
to książka, która porusza wiele ważnych tematów, kryje w sobie sporo emocji i
dwójkę wyjątkowych bohaterów. Gdy zaczęłam ją czytać, to od razu wiedziałam, że
zarwę noc. Tę historię trzeba poznać. Śmiejesz się, denerwujesz, smucisz i
płaczesz. Autorka zaskakuje zwrotami akcji i wywołuje zawał końcówką.
Ktoś
wysyła do Parker SMS-a z propozycją spotkania. Znudzona postanawia zrobić coś
spontanicznego. Tak poznaje Everetta. Wredny, cyniczny, arogancki i niedający
jej spokoju – jednak tylko jemu udało się wzbudzić u niej jakiekolwiek uczucia.
Do tej pory tkwiła w zobojętnieniu, a Everett sprawił, że znowu chce żyć. Tylko
szkoda, że on umiera.
Tytuł
ma w sobie dziwną siłę przyciągania. Gdy Everett użył tego sformułowania po raz
pierwszy, był to ważny, poruszający moment. Takich fragmentów jest wiele –
bohaterowie bawią się, aby zaraz wywołać u nas wrażenie, że teraz, już, dzieje się coś znaczącego.
Wymieniają się ironicznymi komentarzami, zaczepkami, a nagle mówią coś
takiego... że od razu wiemy, że musimy wziąć sobie to do serca. Jest w tej
książce jakaś przedziwna moc, która bardzo mnie zaskoczyła. Przede wszystkim
dlatego, że pod względem stylu czy samej fabuły – nie ma tutaj rewelacji. Można
stwierdzić, że jest w porządku, widać, że autorka skupiła się na uczuciach i
relacji pomiędzy postaciami, w tle zostawiając pobocznych bohaterów. Czytając,
miałam wrażenie, że Parker i Everett są zamknięci w swojej bańce, a cała reszta
jest nieistotna. Barbetti przekazuje nam ogólniki – trochę przerażającą, smutną
przeszłość Parker, beznadziejną pracę i głupie współlokatorki. Jest w tym
jednak jakaś metoda – skupiamy się na bohaterach, ich emocjach i napięciu
pomiędzy nimi.
Narracja
prowadzona jest z punktu widzenia Parker – zastanawiam się, czy fabuła
nabierała tempa razem z rozwojem tej postaci. Na początku Parker zarzekała się,
że jest pusta i obojętna na wszystko. Te rozdziały czytało się po prostu źle –
były wymuszone, pełne denerwującego mówienia o tym, jaka jestem skrzywdzona, biedna i nikt mnie nie kocha. Dopiero
później, gdy pojawiło się trochę akcji – historia stała się bardziej
dynamiczna, a sama Parker zyskała bardziej autentyczną osobowość i okazała się
dziewczyną, która można polubić. A dzięki komu to wszystko? To Everett wpłynął
na zmianę Parker, przez co zyskała również sama narracja. Przyznam, że bez
niego Dziesięć poniżej zera nie
miałoby najmniejszego sensu. Jest nieprzewidywalny i ma w sobie to magiczne
„coś”, które sprawia, że można wpisać go na listę „zostałby moim mężem, gdyby
nie był postacią z książki”.
Czy
ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę? Przyznam, że jest trochę naciągana,
ale ratują ją całkiem normalni bohaterowie. Dużym plusem jest brak ciągłego
dramatyzowania postaci. Jest dużo śmiesznych momentów, niektóre dialogi
kompletnie rozbrajają, pojawiają się również namiętne sceny – to rozładowuje
atmosferę młodych skrzywdzonych i wprowadza luz, który jest niezbędny w tym
gatunku książek.
Czego
możecie się spodziewać? Po prostu weźcie tę książkę i zacznijcie czytać. Dziesięć poniżej zera to jedna z tych
pozycji, które wydają się niepozorne, ale później zaskakują i zostawiają nas z
zaczerwionymi od płaczu oczami oraz ogromnym książkowym kacem. Polecam
szczególnie fankom New Adult, romansów i wszelkich powieści młodzieżowych z
uroczym, przystojnym głównym bohaterem, który kradnie całą historię dla siebie.
Na koniec pozostaje pytanie, gdzie szukać takiego Everetta?
Ocena: 4/5
Recenzja: Gaba Rutana
Recenzja powstała przy współpracy z
portalem,
Lubimy Czytać
Wydawnictwo: NieZwykłe
Premiera: 28 marca 2018
Gatunek: romans
Post a Comment