Cykl/Seria
Recenzje książek
Slammed – Colleen Hoover na Walentynki!
Patrząc na
jasnoróżową okładkę „Slammed”, można sobie pomyśleć – to kolejna młodzieżówka o
wielkiej, cukierkowej miłości. I jakże można się pomylić! Czytając tę powieść będziecie
się śmiać, płakać i kończyć ostatni rozdział, bo „Slammed” cholernie wciąga.
Wniosek jest taki, Colleen Hoover ponownie całkowicie i totalnie mnie
rozwaliła.
„Slammed” to
początek serii o Layken i Willu, ale również nowe wydanie powieści „Pułapka
uczuć”. Książka zadebiutowała jako ebook, ale szybko osiągnęła tak wielką
popularność, że teraz możemy czytać ją po polsku i w wersji papierowej. Kolejne
tomy to: Point of Retreat i This girl. Listonoszu, przybywaj, bo już
nie mogę doczekać się dalszej części tej historii!
Layken po
śmierci taty razem z mamą i młodszym bratem przeprowadza się do Michigan. Wciąż
próbuje pozbierać się po stracie ojca. Już w pierwszy dzień poznaje Willa,
który świetnie ją rozumie – on stracił rodziców i sam wychowuje brata. Jednak
coś sprawia, że nie mogą być razem, a cały świat Layken ponownie wywraca się do
góry nogami.
Mówię sobie,
nie będę czytać kolejnej książki dla młodzieży, bo mając dwadzieścia pięć lat, jestem zdecydowania za stara na tego rodzaju
historie. I nagle dostaję paczkę od
Wydawnictwa YA, w której znajduje się przewiązane niebieską wstążką „Slammed” i
opakowanie pysznych cukierków. Po
skończeniu stwierdzam, że Hoover wciąż potrafi zrobić ze mnie płaczącą kupkę
nieszczęścia, a „Slammed” może przeczytać każdy – bo to powieść, której
bohaterowie są młodzi, ale i bardzo dojrzali.
To co ważne
w tej powieści, to wiele życiowych wątków – bohaterowie mierzą się z trudnymi zakrętami losu, stawiani są w
ekstremalnych sytuacjach, ale wciąż się nie poddają. Hoover skłania do
refleksji, ukazując nam przykre i dramatyczne tematy. Wątek śmierci,
porzucenia, samotności, a jednak po skończeniu tej książki myślę pozytywnie i
chcę więcej Willa oraz Layken.
Zakazane
uczucie to jeden z motywów, które sprawiają, że historia od razu robi się
ciekawsza i nabiera tempa. Każdy po ciuchu kibicuje bohaterom, równocześnie
smakując ten moment, gdy napięcie wisi w powietrzu, a każde słowo, niepozorny
dotyk mogą znaczyć bardzo wiele. I nagle bum! Tracą panowanie nad sobą, aby
dostarczyć nam rumieńców na policzkach. Hoover wie co dobre. Mam wrażenie, że
tom pierwszy będzie moim ulubionym, bo jestem fanką typowego stanu zawieszenia,
zanim nastanie happy end.
Nie podchodźcie do życia zbyt poważnie. Dajcie mu w pysk, kiedy na
to zasługuje.
Jednak czy
tutaj znajdziecie szczęśliwe zakończenie? Nie jestem tego taka pewna. Z
pewnością jest ono słodko-gorzkie. Z jednej strony cieszymy się, a z drugiej
jest nam smutno. Podoba mi się, że
autorka nie rzuciła w nas typowo cukierkową historią. Chociaż też nie będę Was oszukiwać, facetów takich jak Will nie
produkuje się w rzeczywistości, to typowo książkowi bohaterowie idealni, do
których możemy po kryjomu wzdychać. Hoover, jeśli szaleje ze scenami
miłosnymi, to robi z nich naprawdę coś wielkiego – w „Slammed” jest trochę puchowatości, ale takiej zdecydowanie do
zniesienia.
W tej książce znajdziecie też trochę poezji, a wszystko za sprawą
zamiłowania Willa do slammed. W skrócie polega to na tym, że wychodzisz
przed publicznością i mówisz swój wiersz, nie jest to jednak byle jaka rymowana
– ma być przejmująco i najlepiej, żeby słuchacze wyszli ze łzami w oczach. Uwielbiam, gdy w książkach pojawiają się
wątki dodatkowe – jak np. oryginalne hobby postaci. Hoover w swoich
powieściach często buduje bohaterów, którzy kochają sztukę, śpiewają, grają na
instrumentach czy malują obrazy. Pisarka przemyca też tytuły ulubionych
piosenek lub zespołów muzycznych. Przykładowo w „Slammed” każdy rozdział
zaczyna się cytatem z piosenki.
Żałowanie do niczego nie prowadzi. To patrzenie w przeszłość,
której nie można zmienić.
Mimo
wszystko nie byłabym sobą, gdybym nie ponarzekała na oprawę. Na początku
napisałam, że patrząc na okładkę „Slammed”, można wyciągnąć błędne wnioski –
dziecinny obrazek jakoś do mnie nie przemawia. Gdybym była w księgarni, to
pewnie nie sięgnęłabym po tę książkę. Chyba że chciałabym zrobić prezent
piętnastolatce. Dla siebie – raczej nie. Okładka
jest zbyt słodka, razi mnie czcionka pisana, razi mnie dżinsowe serce i
majtkowy róż. Przepraszam, ale nie potrafię przekonać się do tej oprawy.
Fanom
Colleen Hoover nie muszę tłumaczyć, dlaczego warto sięgać po jej książki. Tym,
którzy jeszcze żadnej nie czytali – new adult to gatunek, który albo się kocha,
albo nie znosi. Mnie tego rodzaju powieści wzruszają. To po prostu świetne historie miłosne, dostarczają sporo emocji i
dobrze się je czyta.
Pozostaje mi czekać na kolejne części, po cichutku liczę też na
cukierki, może dwa opakowania, bo w sumie połowę zjadł mój brat... Ale bez
presji.
Dziękuję
Wydawnictwu Ya za możliwość przeczytania tej książki!
Pozdrawiam
zaczytanie
Post a Comment