Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta W. Bruce Cameron


Odnoszę wrażenie, że czym starszym się jest, tym trudniej poczuć „magię Świąt Bożego Narodzenia”. Ja mam taką tradycję, że słucham świątecznych piosenek i czytam „Opowieść wigilijną”. Ciężko jednak co rok czytać tę samą książkę i się nie nudzić, dlatego z chęcią sięgam także po inne pozycje. W tym roku los sprawił, że postanowiłam przeczytać „Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta”, której autorem jest W. Bruce Cameron. Z jednej strony byłam tą książką zauroczona, bo koncepcja ślicznych szczeniaczków na tle świątecznego klimatu bardzo mnie kusiła. Z drugiej strony jednak… 9 grudnia 2012 roku zmarła moja suczka, najukochańszy i najpiękniejszy pies na świecie. Niektórzy zapewne powiedzieliby, że to tylko pies, ale mnie do teraz boli serce, kiedy pomyślę, że jej już nie ma. Wracając jednak do książki – bo nie o płacz nad własnym losem tutaj chodzi – zabrałam się za czytanie z radościom, a jednoczesną obawą, że pozycja ta zniszczy mnie wewnętrznie. I jak było?

Nigdy wcześniej o tym nie myślał, ale teraz musiał przyznać: psy kochają człowieka. Nawet przez myśl by im nie przeszło szukanie "nowego związku".

To trochę taka historia w stylu „101 dalmatyńczyków”, ponieważ mamy mężczyznę – Josha, któremu ktoś podrzuca ciężarną suczkę. Jest on dobrym człowiekiem i mimo, że nie miał dotąd styczności z hodowlą psów, postanawia zaopiekować się psem. Na świat przychodzą piękne i urocze szczenięta. Zdając sobie sprawę z trudnościami, jakie wiążą się z ich utrzymaniem i wychowaniem, Josh zgłasza się do lokalnego schroniska, gdzie pracuje Kerri. Partia na dziewczynę idealna. Czas mija, a Josh nie tylko coraz bardziej przywiązuje się do kobiety, ale także do piesków. Zbliżają się Święta, a chłopak musi podjąć decyzje czy odda pieski do adopcji, czy jednak miłość wygra nad rozsądkiem.
 

Co tu dużo mówić, jest to historia bardzo ciepła, magiczna i na jej kartkach wręcz czuć śnieg i pieczone pierniki. Książka jak najbardziej warta uwagi, szczególnie teraz, kiedy dni są krótkie, a noce mroźne. Ja czytałam ją, kiedy pierwszy raz sypnęło śniegiem, siedziałam pod kocykiem, popijałam kakao i czułam się idealnie. „Psiego najlepszego” nie złamało mi serca, tylko utwierdziło w przekonaniu, że psi przyjaciel to najlepszy przyjaciel na świecie.

Chcę chyba powiedzieć, że nie możesz ich zatrzymać, bo… no cóż, bo nie możesz. Nikt nie może, nie tak długo, jak byśmy tego chcieli. I musimy cieszyć się nimi, dopóki możemy, a potem trzeba iść dalej. Tego właśnie uczą nas psy, że trzeba żyć tu i teraz, a potem zacząć kolejną piękną przygodę.

Lektura do ambitnych nie należy, ale przekazuje ważne wartości, niesie przesłanie o miłości do siebie i braci mniejszych. Można powiedzieć, że jest idealną bajką da dorosłych i choć chciałoby się wierzyć, że mogłaby się wydarzyć naprawdę, to jednak pod powiekami widzi się ten pozbawiony uczucia świat. Ale jednak, przez chwile miło jest żyć razem z bohaterami. Bo przecież po to są Święta, aby przynajmniej raz do roku uwierzyć, że marzenia się spełniają.

Polecam. Książka świetna także na prezent. Przyjemnej lektury.



A przy okazji recenzji i tematu o zwierzętach i prezentach: Zwierzęta to nie zabawki! Nie kupuj ich dzieciom. Adopcja czy kupno psa/kota/żółwia/rybki to poważna decyzja, która wiąże się z odpowiedzialnością. Pomyśl zanim zdecydujesz, masz w dłoniach czyjeś życie.

 Sylwia Czekańska
Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.