Fobos Victor Dixen – podróże w kosmos nie są dla wszystkich



Przeczytałam „Fobos” dosyć szybko. Tę książkę poleciłabym głównie młodzieży. Ci, którzy spodziewają się historii o locie w kosmos, to mogą być zawiedzeni, bo autor skupił się głównie na wątku miłosnym. „Fobos” jest lekką powieścią, która intryguje i od razu wzbudza zaciekawienie. Przyznam, że nie jestem nią zachwycona, ale z drugiej strony zastanawiam się, jak akcja potoczy się dalej – „Fobos” ma potencjał i liczę na to, że zostanie on odkryty w kolejnych tomach.
Léonor bierze udział w projekcie „Genesis”, który jest niczym kosmiczna wersja „Big Brothera”. Sześć dziewczyn i szczęściu chłopców wyrusza w kosmos, aby założyć pierwszą ludzką kolonię na Marsie. W czasie krótkich randek, które trwają sześć minut, będą się poznawać i na podstawie tych spotkań zmuszeni zostaną do podjęcia decyzji odnośnie do swojego przyszłego partnera. Léonor zostawiła na Ziemi swoje tragiczne dzieciństwo i bolesne wspomnienia o życiu w rodzinach zastępczych. Projekt jest dla niej szansą na nowy rozdział i ułożenie sobie życia według własnych zasad.
W tej książce zabrakło mi… fabuły. Mamy niby wszystko – fajny pomysł na historię, wielu ciekawych bohaterów, świetny motyw miłosny i intrygę. Niestety albo tego wszystkiego jest zbyt wiele, albo autorowi nie udało się tych wątków poukładać i porządnie rozwinąć. A dodam, że książka wyróżnia się dużym rozbiciem ukazywanych perspektywy, co nie pozwoliło mi za bardzo wgłębić się w dany fragment, bo zaraz następował przeskok do kolejnej sceny.
Najbardziej irytował mnie sposób narracji, był bardzo męczący. Autor powinien bardziej skupić się na opisach, emocjach bohaterów i wyhamować tempo historii. Może książka jest dla młodszych czytelników, ale myślę, że przydałoby się jej nieco więcej głębi oraz mocniejszego nakreślenia tła dla fabuły. Nie potrafiłam wyobrazić sobie poszczególnych scen, były opisywane ogólnie, tak jakby autor śpieszył się z tym, co chce nam opowiedzieć.
Fabuła ma potencjał, została jednak sprowadzona do dosyć płytkiej historii, urwanej i niepogłębionej. Przeczytałam całą książkę i brakowało mi jej sporej części. Ani nie poznałam bohaterów, ani też nie przybliżyłam się do wygryzienia się w tę powieść. Jeśli autor postanowił ukazać nam dużą liczbę bohaterów, to dlaczego wszystkich opisał pobieżnie? W ten sposób nie poznaliśmy nikogo, nawet samej Léonor. Dixen mógł całkowicie skupić się na niej, dodając kilka przeskoków o tym, co dzieje się na Ziemi. Chyba że książka jest prologiem, wstępem do dalszych części. Co jeszcze? Niestety, naiwność samej historii. W fabule przewinęło się zbyt wiele oczywistych rozwiązań, schematycznych scen, ogólnych opisów, które tak naprawdę nic nie wyjaśniają.
Książka ma pomysłową kampanię promocyjną, jednak… niestety jestem na nie dla „Fobosa”. Z pozoru ciekawa historia, świetna i przyciągająca uwagę okładka, kontakt autora z czytelnikami – niby wszystko się zgadza, jednak czegoś „Fobosowi” brakuje i tym składnikiem jest bardziej przemyślana fabuła, wgłębienie się w ukazanie postaci, nieodkrywanie wszystkich kart przed czytelnikami, a pozostawienie nutki tajemniczości.Czasem pisarze mają pomysł, jednak na tym się kończy. Spodziewałam się kolejnej dobrej książki o locie w kosmos i niestety się zawiodłam. Przez całą książkę zastanawiała mnie naiwność pomysłu autora, co do przetrwania ludzi na Marsie i stworzenia tam kolonii. Tak naprawdę myślałam, że książka ociera się o fantastykę. Jeśli pisarz podejmuje się tak skomplikowanego tematu, to oczekuję, że choć trochę się w niego wgryzie, poczuje jak naukowiec i zastanowi – czy wysłanie ludzi w kosmos może być proste i możliwe? Dla Dixena okazało się nawet banalne, autor postanowił zignorować dosyć ważną część książki – wytłumaczenie czytelnikowi, jak jego bohaterowie przeżyją w kosmosie. Skupił się za to na wątku romantycznym i cóż, to też okazało się po części klapą. Niestety. Choć przyznam, że sam pomysł wysłania dwunastu ludzi w kosmos mnie zaintrygował. Niech połączą się w pary i stworzą kolonię. Byłam zaciekawiona tym, jak się poznają, jakie będę między nimi relacje, czy autor ukaże nam psychologię postaci i wprowadzi trudniejsze wątki. Jednak ponownie zawiodło wykonanie i brak przemyślenia ze strony pisarza tego, jak w rzeczywistości powinni poznawać się ludzie w takiej sytuacji. Czy rozdzielenie ich i zmuszenie do podjęcia decyzji na podstawie znikomej liczby informacji jest mądre? Sześć minut na spotkania? Cały czas wydawało mi się, że postaci powinny się ze sobą skonfrontować, naprawdę poznać, aby móc później stworzyć wspólnotę.
Książki o kosmosie wymagają od pisarzy wiele pracy, porządnego researchu i zastanowienia nad tym, co trzeba zrobić, aby fabuła wydawała się realistyczna? Po przeczytaniu „Marsjanina” byłam wstrząśnięta, pozytywnie poruszona tą historią i książką. „Fobos” jednak zaskoczył mnie swoją naiwnością, ogólnym spojrzeniem Dixena na fabułę oraz zirytował przeskakiwaniem z wątku na wątek. Czasem dobra kampania promocyjna nie wystarczy, choć pewnie sama książka odniesie komercyjny sukces. Nie spisuje „Fobosa” na straty, jestem pewna, że młodszym czytelnikom przypadnie do gustu. Może ja już jestem za stara na tego rodzaju literaturę, a może kolejna część bardziej mnie do siebie przekona.
Ocena: 1,5/5
Recenzja: Gabriela Rutana
Za możliwość przeczytania książki dziękuję, 
INFORMACJE:
Rok wydania: 2016 
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
Cykl: Fobos #1
Tłumaczenie: Eliza Kasprzak-Kozikowska
Kategoria: literatura młodzieżowa
Liczba stron: 456

Brak komentarzy

Nowy komentarz? Super! Dziękujemy! :-)

Gabriela Rutana & Sylwia Czekańska. Obsługiwane przez usługę Blogger.