Cykl/Seria
Recenzje książek
Piąta fala. Bezkresne morze - Rick Yancey
Czekałam długo na tę książkę. Zaraz po zakończeniu pierwszego tomu od razu chciałam jak najszybciej dostać kolejny. Czy „Bezkresne morze” spełniło moje oczekiwania? A może pojawiło się małe rozczarowanie?
Po raz kolejny przenosimy się do świata zaatakowanego przez obcą cywilizację, a prościej mówiąc – kosmitów. Na Ziemi pozostała garstka osób, których celem jest przede wszystkim przetrwać. Kilka tajemnic zostało rozwiązanych, pojawiły się też nowe, równie intrygujące. Cassie, Ben, Ringer, Sam, Filiżanka, Pączek i Dumbo ocaleli i razem ukrywają się w opuszczonym hotelu. Niestety muszą się rozdzielić i nagle wszystko się komplikuje…
Mogli nas wybić to ostatniego człowieka, ale nie byli i nigdy nie będą w stanie pozbyć się tego, co w nas tkwi.
Książka podzielona jest na dwie księgi, w tym też na siedem części, a same rozdziały są dosyć krótkie. Jeśli chodzi o narrację, to nic się nie zmieniło, wciąż pamiętnikarska, prowadzona przez kilka postaci, które co jakiś czas się zmieniają. Jednak niewątpliwie w tym tomie główną bohaterką zostaje Ringer, to ona zaczyna opowieść w pierwszym rozdziale i dominuje w następnych. Pojawia się też punkt widzenia Cassie oraz Bena, jednak jak dla mnie jest ich za mało w powieści. Przyzwyczaiłam się, że to oni są najbardziej znaczącymi bohaterami i nie będę też ukrywać, że to ich najbardziej polubiłam. Czytając, byłam bardzo zawiedziona, że wydarzenia są ukazane z perspektywy Ringer, która jakoś nie weszła do grona moich „ulubieńców”. To twarda, tajemnicza, trochę pozbawiona skrupułów postać. Jest trudna i skomplikowana, prawdopodobnie ma swoich fanów za ciekawy charakter i historię, ale dla mnie zwyczajnie było jej zbyt dużo. Cały czas miałam nadzieje, że jak przewrócę stronę, to przeczytam, co dzieje się z Cassie i jej towarzyszami, a niestety fabuła została zdominowana przez przygody Ringer.
Muszę podkreślić jedno – z pewnością wiele się dzieje. Yancey postawił na dynamicznie zmieniającą się akcję, nieraz też byłam zaskoczona tym, co wymyślił. Co więcej, szerzej została rozwinięta sama teoria o kosmitach – ich celu najazdu na naszą planetę, pojawiła się też nikła odpowiedź na pytanie: dlaczego nie zabili od razu wszystkich, tylko bawili się w pięć fal? I najważniejsze, autor wyjaśnił rolę Uciszaczy, jak i samą ich naturę. Kompletnie mnie ten wątek zadziwił, jak i ogromnie mi się spodobał. Yancey ma naprawdę świetną koncepcję i jestem ciekawa, jak dalej ją rozwinie. Nie chcę Wam spojlerować, ale zasugeruje, że Evan odgrywa znowu istotną rolę w książce.
Wszystkie postaci są nieustanie w ruchu oraz na celowniku, bo teraz ważna jest walka o przetrwanie. Każdy rozdział kończy się dramatycznie, stopniowanie napięcia jest chyba jednym z ulubionym zabiegów autora. I wyjątkowo mu się to udaje, czytając, aż zagryza się wargi z podekscytowania. Co się z nimi stanie, czy przeżyją…?
Ale nie panikuje. Nie zrywam się do ucieczki jak wystraszona gazela. Jestem ponad własnym strachem.
Strach ich nie pokona. Podobnie jak nadzieja, czy miłość. Liczy się tylko gniew.
Sullivan kazała Voschowi spierdalać. To jedyny fragment jej opowieści, który wywarł na mnie jakieś wrażenie. Nie płakała. Nie błagała. Nie modliła się.
Była przekonana, że to koniec, a kiedy człowiek tak myśli, gdy wierzy, że zegar za sekundę się zatrzyma, wtedy przestaje płakać, błagać i zanosić modły.
Jestem pod wrażeniem warsztatu pisarskiego Yanceya. Trzeba mu oddać to, co jego – naprawdę dobrze pisze. Lekkie pióro jest jego ogromną zaletą, książę czyta się szybko i od razu jesteśmy wciągnięci do tego postapokaliptycznego świata. Chyba najtrudniejsze w pracy pisarza jest tworzenie właśnie scen akcji. A „Bezkresne morze” głównie się z nich składa, więc chylę czoło autorowi za talent.
Dla tych, którzy (jak ja) zastanawiali się, czy wątek romansowy zostanie rozwinięty to niestety muszę Was ostrzec, że jest go raczej mało. Albo, że jest bardziej subtelny. Zależy jak na to spojrzeć, bo wiemy, że coś dzieje się pomiędzy postaciami, ale pęd historii i ciągłe przeciwności losu sprawiają, że nie mają oni czasu na miłostki. Sprawy też zaczęły się komplikować, jeśli chodzi o relacje pomiędzy bohaterami. Jednak jest światełko nadziei, czuję, że ta część była takim przedsmakiem i że w trzeciej zostanie rozwinięta para np. Cassie/Evan.
Bohaterowie się zmienili, ciągła ucieczka i walka kazała im szybko wydorośleć. Najbardziej widać to na przykładzie Cassie i jej brata, Sama. Ten wątek bardzo zasmuca, bo pomiędzy nimi stanął pewien mur. Sam stał się żołnierzem – dzieckiem i nie jest już tym samym chłopczykiem z pluszowym misiem. Jego siostrze raczej trudno to zaakceptować. Tak samo Cassie i Ben, którzy są całkiem inni niż w szkole, przez co sami siebie już nie poznają. Jestem pod wrażeniem, że autorowi udało się wpleść w tak dynamiczną akcje psychologię bohaterów i ich rozterki. Jest to podobnie subtelne jak w przypadku wątku miłosnego, tak, aby czytelnik sam wyciągnął wnioski i ocenił sytuację.
- Posłuchaj mnie, Sam. To bardzo ważne, serio. Wiesz, jak można odróżnić złych ludzi od tych dobrych? Źli do nas strzelają.
Pojawiają się też nowe postaci, niekoniecznie ich polubicie, bo to kolejni „ci źli”. Przyznam, że zaczyna mnie fascynować Vosh. Jest naprawdę najbardziej bezwzględnym, przebiegłym i nieodgadnionym bohaterem.
Sam tytuł książki nie jest jednoznaczny. Aby wyjaśnić jego istotę trzeba po prostu ją przeczytać, bo nawiązania do bezkresnego morza, co jakiś czas się pojawiają i użyte są w formie metafory.
Autor w tej części popłynął w jeszcze większe science fiction, pojawiły się nowe teorię odnośnie do kosmitów i ich zamiarów. Jeden wątek z przeprowadzaniem eksperymentów na ludziach skojarzył mi się z popularnym filmem „Terminator: Kroniki Sary Connor”. Podoba mi się, że książka nie opiera się ściśle na pierwszym tomie. Dopiero teraz fabuła weszła na bardziej poważne tory.
Polecam wszystkim fanom książek postapokalitycznych i SF, ale też sensacyjnych. Wizja świata przedstawiona przez Yanceya jest jedną z najbardziej oryginalnych. Zafascynował mnie „Piątą falą”, aby teraz porwać w „Bezkresne morze”. Autor nie ukazuje wydarzeń wprost, bawi się w aluzje i skłania do myślenia. Trochę rozczarowało mnie wybranie przewodnich postaci, jednak za samą akcję, pomysł i uzupełnienie koncepcji daje duży plus. Znowu nie mogę doczekać się kolejnego tomu oraz filmu, który ma mieć całkiem niedługo premierę. Zapoznajcie się z literaturą Ricka Yanceya, bo naprawdę warto…!
Ocena: 8/10
Recenzowała: Gaba
INFORMACJE:
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo Otwarte
Cykl: Piąta fala, tom 2
Kategoria: SF, postapokaliptyczna
Liczba stron: 512
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo Otwarte
Cykl: Piąta fala, tom 2
Kategoria: SF, postapokaliptyczna
Liczba stron: 512
Post a Comment